czwartek, 24 października 2013

010 Początek i koniec

4 komentarze:


-Oddalasz się ode mnie coraz bardziej-  Jasmine Fox z wyrzutem patrzyła na Dracona.  Znajdowali się w Pokoju Życzeń. Jak zawsze w tym samym pomieszczeniu. Ściany były czerwone, a podłoga czarna, w centralnym punkcie znajdowało się duże dębowe łóżko z baldachimem i pościelą w panterkę. Dookoła łóżka było mnóstwo świec,  w rogu stał pokaźnych rozmiarów czarny kominek, w którym palił się ogień, a naprzeciwko niego dwa skórzane fotele z takim obiciem jak pościel na łóżku. Na jednym fotelu siedział Draco Malfoy w niebieskiej idealnie wyprasowanej koszuli i czarnych spodniach,  patrząc w płomienie z nieobecnym wyrazem twarzy,  a na drugim Jasmine Fox w  czerwonej, króciutkiej i bardzo wydekoltowanej sukience wpatrywała się w chłopaka- Draco!- uniosła nieco głos, chłopak spojrzał na nią- Wiem, że nie powiesz mi co się dzieje, ale to już zdążyłam zrozumieć. Nie podoba mi się to, że jesteś coraz dalej…
-Przecież siedzę obok-mruknął odwracając głowę z powrotem w stronę płomieni
-Tak, ale Twoje myśli nie są przy mnie… nigdy tak naprawdę nie byłeś nimi przy mnie, ale dziś wyjątkowo- wstała z fotela i usiadła mu na kolanach, jej sukienka uniosła się w górę odsłaniając czarne, koronkowe majtki, najprawdopodobniej stringi.
- Mam za dużo spraw na głowie i nie mam ochoty…- dziewczyna spojrzała na niego ze zdumieniem.
-Nie masz ochoty?- zapytała jeszcze dla pewności.
- Nie. Możemy spotkać się kiedy indziej?
-Widziałam jak na nią patrzysz- powiedziała całując go delikatnie po szyi.
-Na kogo? – zapytał z zaciekawieniem
- Na tą nową z białymi włosami… Swoją drogą ciekawe jakiego zaklęcia używa aby mieć taki kolor, w ogóle cała jest jakaś z kosmosu i chyba właśnie to Cię w niej fascynuje. Prawda Draco? Znam Cię lepiej niż myślisz- wymruczała mu do ucha. Nie był pewny co ma odpowiedzieć; lubił spędzać czas z Jasmine i to nie tylko ze względu na sex- chociaż to było jednym z ważniejszych powodów- chodziło o to jak się rozumieli; jak z niewinnej, słodziutkiej istotki stała się inteligentną, wyrozumiałą kobietą, wiedział też, że nie może jej powiedzieć wszystkiego bo zakochane kobiety są najbardziej niebezpieczne.
- Vivienne? Jak na nią patrzę? Znowu coś sobie uroiłaś?
-Nie uroiłam sobie tego. Włóczysz się za nią, myślisz o niej, ale otrząśnij się bo to chwilowe zauroczenie i minie gdy wylądujesz z nią w łóżku- syknęła, Malfoy spojrzał na nią ze zdziwieniem. Wzięła jego dłoń i położyła na swoim udzie- Tak, Draco… chodzi o fascynacje bo pierwszy raz widzisz taką dziewczynę i coś Cię do niej przyciąga, ponadto robi na Tobie wrażenie to, że tak wielu chłopaków za nią biega co jeszcze bardziej utwierdza Cię w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym, ale najważniejszą sprawą jest to, że Złote Dziecko Gryffindoru z nią rozmawia, a Ty nie…- spojrzał w jej brązowe oczy, w których teraz malowała się źle ukrywana złość.
-Mylisz się- nie myślał o niej w takich kategoriach, jak o kawałku mięsa tylko jak o osobie z bardzo twardą psychiką, takiej, którą on nigdy nie był ani nie będzie- Nie chcę jej.
-Kłamiesz- warknęła- Bardzo bym chciała Draco żebyś się z nią przespał bo wtedy znowu mogłoby być tak jak dawniej. Jeżeli chcesz to mogę Ci pomóc ją usidlić…- popatrzył na Fox z niedowierzeniem, wyczuwał desperację i to go od niej ostatecznie odepchnęło. Nienawidził desperacji. Przed oczami stanęła mu od razu Pansy Panrkinson, która tak naprawdę była bardzo ładną dziewczyną, ale zbytnio za nim biegała… Kiedyś jeszcze był pewny, że z nią będzie na długo, w końcu byli parą, ale to nie była dziewczyna do związku. Zachowywała się bardziej jak jego fanka niż partnerka.
-Muszę iść- powiedział biorąc rękę z jej uda. Wstała nic nie mówiąc, on również się podniósł.
-Obiecaj mi, że stary Draco wróci bo ten nowy jest zupełnie inny- spojrzał w oczy Jasmine i uśmiechnął się krzywo.
- Starego Malfoya nie ma już dawno. Umarł w wakacje i już nigdy nie wróci, a Ty mimo, że dopytywałaś się mnie co się dzieje to nie narzekałaś, ale teraz jak jesteś przekonana iż masz konkurentkę to nagle wszystko Ci przeszkadza.
- Ona nie jest dla mnie żadną konkurencją. Niedługo wszyscy znudzą się nią, to ja tak naprawdę jestem najładniejszą dziewczyną w tej szkole i powie Ci to każdy… zresztą dobrze o tym wiesz- chciała go pocałować ale przytrzymał ją na odległości swoich wyciągniętych rąk.
- Tak samo jak każdy mi powie, że jesteś po całkiem niezłych zabiegach magicznych żeby właśnie tak- zmierzył ją wzrokiem z kpiącym uśmieszkiem- wyglądać. Mało tu naturalnego piękna- puścił ją po czym skierował się do drzwi.
-Stary Malfoy wcale nie umarł  wręcz przeciwnie. Zdobyłeś kolejny poziom bycia dupkiem. Brawo. Nigdy z nią nie będziesz- rzuciła ze złością, ale chłopak zniknął już za drzwiami nie słysząc jej ostatnich słów.
  Szedł hogwardzkimi korytarzami zanurzony w myślach. Nie wiedział dlaczego taki jest. Możliwe, że na taką postawę składa się wiele czynników. Ojciec nadal w Azkabanie, złość Czarnego Pana na jego rodzinę, misja od Voldemorta, która nie posunęła się ani o cal, trzymanie wszystkich tych emocji w sobie i udawanie, że wszystko jest ok, a do tego ostatnio doszła Vivienne, która coraz częściej gościła w umyśle chłopaka co doprowadzało go do złości bo tyle już razy widział ją z Potterem; ostatnio, wczoraj na boisku jak się przytulali poczuł wtedy dziwne ukłucie, smutek pomieszany ze złością, ale dopiero dzisiaj zdał sobie sprawę, że było to ukłucie zazdrości, której jeszcze nigdy nie zaznał. Nie mógł w to uwierzyć, ale nadal był pewien, że ze sobą nie są chociaż po Potterze widać, że bardzo by tego pragnął. Cholerny Chłopiec-Który-Przeżył i jego durne sztuczki. Nathaniel miał jednak rację; Potter miał coś czego żaden z nich nie miał już od dawna – niewinność. Nie okłamujmy się, ale Złote Dziecko Gryffindoru miało wiele „cudownych” cech, których Malfoy nie posiadał i posiadać nigdy nie będzie; jak całkowita szczerość, poświęcanie się, odwaga i wiele innych… Na swój szczególny sposób przyciągał dziewczyny chociaż pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Idiota. Smok prychnął pogardliwie, był tak zatopiony w myślach, że nawet nie zauważył gdy na kogoś wpadł.
- Uważaj jak chodzisz, Malfoy!- no, tak oczywiście to musiał być cholerny Wieprzlej. Blondyn spojrzał na niego tak jakby był jakimś śmieciem na jego obuwiu i z zaskoczeniem zauważył, że Weasley stał na korytarzu nie z Hermioną czy Potterem, ale z Larrysą... To spostrzeżenie tak bardzo nim wstrząsnęło, że nie potrafił wymyślić żadnej godnej wypowiedzenia uwagi.
- Ron, przecież on nie chciał- mruknęła Lar uśmiechając się delikatnie do Smoka.
- Nie jestem pewny czy nie chciał- burknął rudowłosy. Smok bez słowa ominął ich z zamiarem pójścia dalej i nie skomentowania w żaden sposób tej… dziwnej? Niecodziennej? Sytuacji, ale poczuł, że ktoś chwyta go za dłoń. Odwrócił głowę i spojrzał w brązowe oczy Nicolson; tak podobne do oczu Jasmine.
-  Draco, proszę cię… nie mów tego nikomu- powiedziała cicho – Ron to tylko kolega, ale jakby reszta domu się dowiedziała to nie miałabym życia…- blondyna po prostu zamurowało co go to wszystko niby obchodziło. Szedł sobie normalnie rozmyślając o przeklętym Potterze i jego niezliczonych cholernych zaletach i musiał akurat wpaść na nich… nie wiedział czy Lar mówi prawdę i czy aby na pewno Wieprzlej jest jej kolegą, ale w sumie skoro tak długo była z Natem to teraz nie mogłaby być z kimś takim, w końcu ten … człowieko podobny stwór nie miał kompletnie żadnych zalet, był po prostu idiotą, który myśli, że jest bohaterem bo przyjaźni się z wszystkowiedzącą Granger i Wybrańcem.
- To nie moja sprawa z kim się zadajesz, ale przemyśl to co robisz- odpowiedział cicho, wyswabadzając się od jej niewielkiej dłoni i idąc dalej korytarzem w niewiadomym kierunku.
  Draco  zszedł po ostatnich schodach do Sali Wejściowej, a po chwili zastanowienia wyszedł na szkolne błonia. Wiatr wiał mocno, rozwiewając mu starannie ułożone włosy. Liście na drzewach były już gdzieniegdzie  żółte, pomarańczowe, a nawet czerwone, gdy wiatr wiał nieco silniej spadały powoli na ziemię lub taflę jeziora kręcąc się w kółko.  Wielu uczniów spędzało tu niedzielę, pierwszaki biegały tam i powrotem piszcząc i zaczepiając się nawzajem, starsi uczniowie spacerowali przeważnie w parach; tak jak Sylvia i jej chłopak, krukon z 7. Roku z którym Draco rozmawiał kilka razy. Ta para była ze sobą już od bardzo, bardzo dawna. Smokowi wydawało się, że od drugiego roku dziewczyny w Hogwarcie, ale nie był do końca pewny.  Spacerowali, trzymając się mocno za dłonie i co jakiś czas zaśmiewając się z czegoś o czym rozmawiali. Sylwia miała w sobie jakiś swoisty urok. Nie była pięknością, ale było w niej coś magnetycznego. Blondynowi zawsze podobał się jej uśmiech, był taki szczery. Poza tym dziewczyna należała do naprawdę inteligentnych osób, dlatego ani trochę nie dziwił się, że była z Matthiew w końcu był z Ravenclawu; domu mądrości. Tworzyli bardzo ładną, dopasowaną parę. Oboje byli brunetami o ciemnych oczach, przeważnie ubierali się pod kolor ( w tej chwili ona miała na sobie ciemno zielony płaszczyk nad kolano spod którego wystawała jakaś brązowo-czerwona kwiecista spódnica do kolan; zielone rajtki w kolorze płaszcza i jasno  brązowe butki na zamek powyżej kostki; on miał skórzaną jasno brązową, rozpiętą kurtkę, pod którą miał sweterek takiego samego koloru jak płaszcz dziewczyny, ciemne spodnie i brązowe, skórzane buty.). Dracon zawsze miał nieodparte wrażenie, że oni nigdy się nie kłócą. Mają związek idealny. Dalej tak sądził, był ciekawy jak to będzie gdy w przyszłym roku,  Sylvia zostanie bez Collinsa, ale właściwie to nie dowie się tego bo i tak już go tu nie będzie. Przygryzł lekko wargę i odwrócił wzrok w stronę dużych rozmiarów, wiekowej wierzby rosnącej przy jeziorze.
 Od razu dostrzegł  białe włosy, wiedział już, że to ona. Obok niej nie było Pottera tylko rudowłosa dziewczyna; był pewny, że to Natasha Tyszkowa, energiczna Rosjanka i… Nathaniel, który właśnie go zauważył i machał na niego aby do nich dołączył. Malfoy westchnął tylko ciężko tak jak to tylko Malfoye potrafią gdy sytuacja wydaje im się niedorzeczna i niegodna ich udziału, ale z drugiej strony kusi… Ruszył w stronę siedzącej pod wierzbą trójki.
**
 Mijający powoli weekend był dla Vivienne i jej współlokatorek bardzo ciężki. Większość czasu spędziły nad książkami; pisząc skomplikowane wypracowania dla wymagających profesorów. Mimo, że Vi lubiła Obronę Przed Czarną Magią to niemalże załamała się nad ogromem zadania, którym obarczył ich Severus Snape. Teraz zadowolona po dobrze wykonanej pracy siedziała pod wiekową wierzbą z Natashą i Natem, który spotkał je gdy wychodziły z Lochów i od razu stwierdził, że się przyłączy. Słuchała przekomarzanek tej dwójki i parę razy nawet uśmiechnęła się lekko; byli bardzo zabawni.
- Od dawna się znacie?- zapytała po jednej z zabawniejszych docinek.
- Nie no, od pierwszego roku jak ja Sylvia i jeszcze kilku innych uczniów przyjechaliśmy na wymianę- powiedziała z zamyśleniem Natasha.
-  Właśnie… jak to się stało, że była wymiana i zostałyście na stałe? W ogóle to w Rosji i Polsce są szkoły magii?
- W Rosji jest, a w Polsce nie, tak samo jak na Ukrainie, Słowacji, w Czechach, Litwie i  Białorusi. Jeżeli mieszkańcy tych państw chcę uczyć się magii to muszą przede wszystkim opanować język danego państwa albo pobierać lekcje w domu… Beznadziejne są układy w Europie, ale…tak to już jest. Ja nie chciałam być w mojej szkole bo było tam okropnie; niski poziom, nauczyciele nie mający pojęcia o tym co wykładają, bogate, nadęte dzieciaki, kradzieże, szantaże i łapówki więc rodzice stawali na głowie aby załatwić mi miejsce w jakiejś innej placówce. Początkowo miałam iść do Durmstrangu, ale nie zgodzili się na coś takiego; tamtejszy dyrektor był bardzo niemiły. Mój ojciec napisał do Dumbledore’a opisując mu całą sytuację w naszym jakże zacnym kraju i dając propozycję aby zorganizować wymianę dla najzdolniejszych- Girardet spojrzała na nią pytająco.
- Jak to możliwe skoro w Hogwarcie byłaś od pierwszego roku? W jaki sposób zdobyłaś tam oceny?- Ruda uśmiechnęła się lekko.
-  Widzisz u nas panują inne zasady do szkoły idzie się w wieku 10 lat i bardzo dobrze bo inaczej nie byłoby szansy. Dumbledore’a zgodził się na pomysł, ale zastrzegł, że w wymianie uczestniczyć mogą dzieci, które pójdą do drugiej klasy; 11 latki. Dziwna rzecz, ale byłam jedną z tych inteligentniejszych, podobnie jak Sylvia i jeszcze kilka dzieciaków z różnych państw. Języka uczyłyśmy w wakacje. Ja uczyłam się w wakacje bo Sylvia oczywiście go umiała, w końcu to geniusz, ale cichy, a nie taki jak wiecznie wyrywająca się do odpowiedzi Granger- Nate wybuchnął śmiechem gdy Tyszkowa odegrała scenkę wyrywania się do odpowiedzi Hermiony- oczywiście w ciągu wakacji nie zdążyłam wszystkiego opanować i przez pierwsze pół roku miałam spore problemy, ale potem poszło już z górki.
- To była wymiana jednostronna czy do Waszej szkoły przysłali uczniów Hogwartu?
-  Uczniowie mogli jechać na roczną wymianę- bo cała ta sytuacja miała właśnie tyle trwać- ale … nikt nie pojechał.
-Ciekawe dlaczego- Nate udawał, że głęboko się nad czymś zastanawia za co został dość mocno szturchnięty przez rudowłosą.
- Jeżeli wymiana miała trwać tylko rok to co tu nadal robisz?
- Wiesz jaki jest Dumbledore’a… zgodził się aby osoby, które chcą tu zostać do końca nauki zostały… w końcu mieliśmy już swoje domy, nauczyliśmy się języka i poznaliśmy mnóstwo osób. Wiele rodzin nie było stać na naukę w Hogwarcie dlatego wróciły, ale kilka z Nas zostało.
- Kto tu jeszcze jest z Waszych rejonów?- zapytała z zainteresowaniem białowłosa, bawiąc się źdźbłem trawy.
-  Z Rosji Afanasij Reznov,  Fabian Dragovich obaj są w Ravenclawie, Ukraina; Svetlana Dybczak Gryffindor, Polska; Justyna Nowak Ravenclaw, Dawid Gądek Hufflepuff i Czechy Petr Czech Ravenclaw, ale już od dawna nie utrzymujemy ze sobą zbytnio kontaktów- Nat westchnęła cicho, a uśmiech zniknął z jej twarzy by zaraz powrócić- Oczywiście to już nigdy się nie powtórzyło…wymiana. Wyszło prawo, które stało się niepodważalne, że tylko Brytyjczycy mogą uczęszczać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ale… Ty nie jesteś Brytyjką, a tu jesteś co jest zagadkowe- dziewczyna spojrzała na Vivienne.
- Powiedzmy, że byłam potraktowana wyjątkowo- odpowiedziała białowłosa, wyrzucając źdźbło za siebie.
-  Hej, Smoku!- Nate przywitał się z blondynem, który usiadł obok niego- już myślałem, że nie przyjdziesz, chłopak skinął tylko głową dziewczyną i koledze.
- Nie wierzę, Draco … co się stało z Twoją fryzurą?-zapytała Natasha patrząc z wrednym uśmieszkiem na włosy chłopaka, które znajdowały się obecnie w artystycznym nieładzie.
- Nie miałem dziś czasu na zabawę- odpowiedział chłodno- a Ty coś dziś piłaś? Czuć od Ciebie ognistą.
- Tak! Wyobraź sobie, że piłam z Larrysą po odwaleniu skomplikowanego zadania dla McGonagall. Powiem nawet, że trochę przesadziłyśmy- na twarzy Smoka pojawił się wyraz zrozumienia- Co?- dziewczyna spojrzała na niego.
- Gdzie teraz jest Lar? –zapytał zdawkowo.
-  Nie mam pojęcia, po kilku szklankach po prostu wyszła. Mówiła, że źle się czuje. Nie widziałam jej później mimo, że szukałyśmy jej z Vivienne przez jakiś czas, a chcesz coś od niej?
- Nie, tak tylko pytam- mruknął, patrząc się na jezioro.
- A właśnie… gdzie jest Selena? – zapytał Nathaniel.
- W dalszym ciągu odrabia zadanie z astronomii bidulka…- odpowiedziała Tyszkowa poprawiając swoje długie, rude włosy.
- Zapomniałem, że chodzi na te zajęcia- westchnął blondyn.
- Ty piłeś razem z nimi?- zapytał Draco patrząc na Nate’a
- Tak się złożyło, że wypiliśmy jeszcze kilka szklaneczek z Natashą, Viv jedną. Właśe tak myślę, Nat napijemy się jeszcze?- spojrzał na Rudą, uśmiechając się delikatnie.
- Jak najbardziej- ochoczo odparła dziewczyna, Vivienne pokręciła tylko głową i podniosła się z miejsca- A Ty gdzie?
- Do Zamku- rzuciła białowłosa i poszła w stronę wejścia do szkoły. Lubiła Tyszkową i Nathaniela, ale nie miała już ochoty na niczyje towarzystwo. Chciała zamknąć się w pokoju, położyć na łóżku i zasnąć.
- Towarzystwo pijanych męczy gdy jest się trzeźwym- Draco zrównał się z dziewczyną najwyraźniej również zrezygnował ze wspólnego picia.
-Dziwi mnie, że żaden nauczyciel nie zwraca na to uwagi.
- Zwracają, ale  w niedzielę przeważnie nie patrolują korytarzy czy błoni… Idziesz do dormitorium?- zapytał gdy stali już przed drzwiami wejściowymi.
-Tak, chcę być sama- mruknęła kładąc dłoń na klamce, blondyn spojrzał jej w oczy.
- Rozumiem. Mam dzisiaj taki sam dzień. Tylko przemyślenia, nic więcej…- popatrzyła na niego uśmiechając się lekko. Tak doskonale wiedziała o co mu chodzi- Myślę, że w końcu razem pomilczymy- oparł się o drzwi z delikatnym uśmiechem.
- Nie wiem dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy- rzuciła nie puszczając klamki.
- Szczerze? Sam nie wiem…


**
 Tak, tak końcówka kulawa. Ja wiedzieć to, ale nie móc nic wymyślić.  A tak na poważnie to chyba pomysły mi się kończą muszę wymyślić coś makabrycznego w kolejnym rozdziale żeby podnieść troszkę adrenalinę ;) Pozdrawiam, dziękuję za wszelkie komentarze i do kolejnej notki ;) P.S nie wierzę, że to już 10 rozdział. To już coś bo jeszcze mi się nie nudzi. Jeżeli widzicie błędy piszcie w komentarzach bo na betę się nie doczekam chyba więc pewnego pięknego(strasznego) dnia muszę po prostu usiąść i poprawić błędy w tym opowiadaniu. Informuję uroczyście, że będę pisać dopóki chociaż jedna osoba będzie to czytać. Jestem dumna bo nadrobiłam zaległości na Waszych blogach w większym stopniu. Na jakiś czas ograniczę się znowu do dawania nowych rozdziałów. Może w tym miesiącu umieszczę jeszcze jeden.



czwartek, 17 października 2013

009 Nostalgia

4 komentarze:


 Do rozdziału; najbardziej jego drugiej części polecam piosenkę - within temptation frozen, która znajduje się w muzyce dostępnej na blogu
**
   -Wykonałem zadanie. Nikt nie przeżył- James Harrison stał przed obliczem Mrocznego Lorda pochylając nisko swą głowę. Znajdował się w dużych rozmiarów komnacie, która wyglądem przypominała dawną salę tronową. Jedyne światło dawała duża, czarna świeca usytuowana dokładnie na środku.
- Bardzo dobrze James, ale dlaczego nie wróciłeś od razu po wykonaniu zadania?- syczący, cichy, zimny głos, rozległ się w rogu Sali.
-Ależ wróciłem Panie- odrzekł mężczyzna bez zająknięcia.
- Kłamiesz. Lord Voldemort zawsze pozna się na kłamstwie. Crucio- zaklęcie ugodziło Harrisona, który niemalże od razu upadł na zimną, kamienną posadzkę. Poczuł ból, ale nawet nie jęknął, przeżywał to w ciszy próbując skupić swe myśli na czymś innym. Wiedział, że tak właśnie będzie wyglądać jego powrót, był przygotowany.- Powiedz tylko, dlaczego?- działanie klątwy ustało, a James podniósł się powoli z ziemi.
-Szukałem jej.
- Myślałem James, że ten temat mamy za sobą. Nie ufasz mi?- w głosie Voldemorta zabrzmiała nutka ironii.
- Wybacz Panie, ale nauczyłem się, że nikomu nie można ufać.
- Całkiem zręczna odpowiedź, ale to jeszcze nie czas na odnalezienie dziewczyny. Masz  kilka zadań do wypełnienia.
- Nie jesteś zadowolony z mojej służby? Perfekcyjnie wypełniam Twoje polecenia; jestem najszybszy i najbardziej skuteczny.- w zamian oczekuję tylko jednego, nie wypowiedział tego głośno wiedział, że porządnie by mu się oberwało
- Jesteś jednym z moich najlepszych śmierciożerców, ale jeszcze nie mam pewności co do Twojego podporządkowania bo widzisz… Gdy Twój Pan wydaje Ci polecenie to Ty masz je bezwzględnie wykonać i natychmiast wrócić, poinformować o wynikach…osobiście. U mnie nie ma działania na własną rękę. Powiedz mi, lubisz życie? – zasyczał mężczyzna. Głos  zaczął się powoli zbliżać mimo, że jego właściciel nie był jeszcze widoczny.
- Tak – James podniósł głowę, patrząc w ciemność- ale Ty, Panie nie chcesz uczynić go pełnym. Jedynym celem mojego życia jest dorwanie tej małej dzi…- kolejny raz dzisiejszego wieczoru poczuł działanie klątwy Cruciatus, uklęknął, a ból przybierał na sile.
- Zła odpowiedź. Jedynym celem Twojego życia powinna być bezwarunkowa służba mnie, ale teraz coś Ci powiem. Wiem gdzie ona jest, a Ty nigdy sam jej nie odnajdziesz- ciemnowłosy jęknął- lepiej przestań o niej myśleć i zacznij całkowicie mi służyć, a wtedy czeka Cię nagroda… w przeciwnym razie- trupio biała twarz z czerwonymi oczyma i dwoma szparami  zamiast nosa wyłoniła się z mroku-  Zginiesz bo po co mi sługa, którego priorytetem nie jest to co mu każę- uśmiechnął się, a uśmiech ten był przerażający. Nie było w nim radości tylko okrucieństwo.
-Prze..stań- słaby głos ciemnowłosego dobiegł z posadzki.
-Boli?  Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Następnym razem nie będę taki miły. Finite- James Harrison nadal leżał na posadzce. Przez chwilę myślał, że zwariuje z bólu już zapomniał jak to jest kiedy ktoś zadaje ból- Będziesz mi całkowicie posłuszny i zapomnisz o Vivienne Girardet? – ich oczy spotkały się. Śmierciożerca wiedział, że nie ma wyjścia i istnieje tylko jedna odpowiedź na to pytanie.
- Tak, Panie. Zapomnę o niej, a właściwie to już zapomniałem- Lord Voldemort cofnął się znikając w mroku.
- Twoja kolejna misja to odnalezienie olbrzymów.
-Przecież są już po naszej stronie.
- Odkryto, że jest jeszcze jedna grupa gdzieś daleko w górach  w Polsce, a Dumbledore nie ma o nich pojęcia. Na pewno staną po naszej stronie. Polecisz z Averym i Nottem.
-Dobrze, Panie.- lubił wykonywać misje sam, ale wiedział, że Czarny Pan właśnie go sprawdza więc powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza na temat towarzystwa w czasie zadania.
 Ciesz się Vivienne gdziekolwiek jesteś, masz jeszcze trochę czasu więc lepiej wykorzystaj go jak najlepiej… później to ja zostanę Twoim jedynym opiekunem, sensem Twojego życia… niewoli.
**
 Białowłosa dziewczyna obudziła się. Śnił jej się jakiś straszny koszmar. Jedyne co z niego pamiętała to twarz Harrisona pochylająca się nad nią i gładząca ją po głowie. Rozejrzała się po ciemnym dormitorium; dziewczyny spały jeszcze smacznie czemu nie można było się dziwić w końcu dziś była sobota, a do tego- spojrzała na zegarek- ósma rano. Czując, że już nie zaśnie podniosła się z łóżka, pozbierała ubrania i poszła do łazienki aby móc zejść na śniadanie. Biorąc pod uwagę to, że był weekend ubrała się w czarną sukienkę ponad kolano, która miała niewielki dekolt w kształcie trójkąta na którym była koronkowa tkanina, znajdująca się  również na rękach. Sukienka miała koronkowe rękawy, które rozszerzały się przy dłoniach, artystycznie zwisając. Vivienne przeczuwała, że materiał może znaleźć się dzisiaj w talerzu, ale tak bardzo podobała jej się ta zachodząca nieco pod gotyk suknia, że musiała ją założyć. Włosy rozpuściła,układały się w delikatne fale. Pomalowała oczy czarną kredką, a rzęsy tuszem. Na ustach pojawiła się czerwona szminka. Dziewczyna przyjrzała się swojemu odbiciu w dużym lustrze. Zobaczyła wysoką, bladą dziewczynę z białymi włosami ubraną w czarną sukienkę i dosyć mocno pomalowaną. Uśmiechnęła się na swój widok. Wyglądała jak śmierć, a nie jak pełna życia 17- latka, ale o to właśnie chodziło. Kiedyś powiedziałaby, że nie ma w niej żadnej iskry,płomienia… może z wyjątkiem zemsty, a teraz wiele rzeczy się zmieniło. Czuła, że znalazła osoby, które starają się ją zrozumieć nawet jeżeli nie mają pojęcia o tym co przeszła. Kilka razy miała nawet ochotę opowiedzieć Larrysie, Natashy, Sylvii i Selenie co się jej przydarzyło. Nat wiedziała już  pobieżnie o co chodzi, ale nie domyślała się nawet tego, że nad Vi się znęcano, że wszystko co spotkało jej rodzinę działo się właśnie na jej oczach, że zwyrodnialec, który tak bardzo ją zranił, odbierając jej wszystko co posiadała nadal żyje, a ona nawet nie wie gdzie jest.
Westchnęła cicho, zmyła trochę makijaż aby nie rzucał się aż tak w oczy, rozejrzała się jeszcze po łazience; jej wzrok prześlizgiwał się po srebrnej toalecie, umywalce z kurkami w kształcie węży, które posiadała również dużych rozmiarów wanna stojąca w naprzeciw toalety ,na koniec spojrzała jeszcze w zdobione symbolami Slytherina obramowanie lustra. Poczuła się nie na miejscu. Ten przepych, arogancja emanująca z niemal każdego pomieszczenia tego „domu”. Osobiście wolałaby mieszkać gdzieś gdzie nie ma srebra, zieleni ani cholernych węży. Z drugiej jednak strony będąc w innym domu musiałaby znosić kruka i niebieski, borsuka i żółty lub gryfa i czerwony więc na jedno wychodziło. Uśmiechnęła się lekko do swoich myśli po czym opuściła łazienkę, wychodząc z dormitorium dziewczyn i kierując swoje stopy w stronę przejścia, poczuła jak czyjeś ramię delikatnie się o nią ociera.
- Cześć, Vivienne. Widzę, że nie tylko ja miewam złe sny- zatrzymała się i spojrzała na szarookiego blondyna, który również  przystanął.
- Koszmary są dobre, przypominają nam pewne sprawy, które  były dla nas priorytetem-stwierdziła patrząc w jego podpuchnięte oczy.
-  Jak zawsze nieprzewidywalna odpowiedź. Miałaś rację nie potrafię Cię całkiem rozgryźć, ale właśnie to mnie przyciąga- powiedział zanurzając się powoli w pustce jej oczu, pragnąc za wszelką cenę znaleźć w nich cokolwiek co świadczyłoby o jej uczuciach, na próżno… Kąciki jej ust podniosły się lekko do góry, ale ten nikły uśmiech nie objął oczu, które nadal były zimne i przesycone pustką.
- Mówiłam już, że lubię panicza zaskakiwać- rzuciła po czym ruszyła do przejścia. Gdy opuściła już Pokój Wspólny i wyszła z nieco chłodnych lochów do Sali wejściowej obejrzała się za siebie. Chłopaka nigdzie nie było więc nie poszedł za nią, zdziwiło ją to, ale poszła dalej w końcu musiała zjeść jakieś porządne śniadanie.
 Wielka Sala była dosyć opustoszała. Jedynie przy stole Gryffindoru było więcej osób. Vivienne uśmiechnęła się do Harre’go, który pomachał do niej. Miała ochotę koło niego usiąść, ale był otoczony przez niewielką grupkę. Dziewczyna domyśliła się, że to drużyna qudditcha. Usiadła więc przy stole ślizgonów; nałożyła sobie dość sporą miseczkę owsianki, nalała do szklanki kawy gdy poczuła, że ktoś koło niej siada, spojrzała w duże, zielone oczy.
-Harry co tu robisz? – zapytała cicho.
-Chciałem się przywitać-uśmiechnął się delikatnie, nie mogła sobie nawet wyobrazić ile kosztowało go coś takiego.
-Od kiedy jesteś taki dzielny?- zapytała szeroko się uśmiechając. Rzuciła szybkie spojrzenie na stół Gryffindoru; wszyscy wpatrywali się w nich, szeptali coś do siebie.
- Sam nie wiem Vi, ale chciałem Cię zapytać czy może… może… chciałabyś może przyjrzeć się naszej grze, może?- niewielkie rumieńce pojawiły się na policzkach ciemnowłosego.
- Nie wiem czy Twoja drużyna się na to zgodzi- szepnęła.
-Zgodzili się. Ron oczywiście twierdził, że jesteś szpiegiem, ale… przekonałem go jakoś i całą resztę też- zdecydowanie chłopak nie umiał kłamać, ale właśnie była to kolejna cecha, która urzekała Vivienne.
- Dobrze z miłą chęcią popatrzę się jak gracie i obiecuję, że nie naskarżę zielonym- uśmiechnęła się szeroko. Chłopak podniósł się z miejsca.
- Jak zjesz to przyjdź na stadion, na pewno tam będziemy- powiedział i skierował się do wyjścia razem ze swoją drużyną, która już na niego czekała.
 Niebieskooka zjadła swoje śniadanie, popijając je mocną, czarną kawą po czym ubrana w sukienkę, bez żadnej kurtki ani sweterka wyszła z zamku na stadion. Usiadła na trybunach; gryfoni byli już w trakcie gry.  Ronald Weasley pilnował trzech pętli co oznaczało, że był obrońcą; Ginny Weasley jako ścigająca; reszty zawodników Vi nie rozpoznała; oczywiście z wyjątkiem Harre’go, który unosił się nad boiskiem wypatrując złotego znicza- maleńkiej uskrzydlonej piłeczki.
 Patrząc na wysiłki Rona aby obronić pętle przypominała sobie jak to ona była obrońcą i udawało się jej obronić za każdym razem. Jedyną osobą, która potrafiła strzelić jej bramkę był Ian… wspomnienia znowu zaczęły oplatać jej umysł.
  Dwoje ok. 7-letnich dzieci; siedzących na dziecięcych miotłach. Białowłosa dziewczynka z roziskrzonymi jasnoniebieskimi oczyma broniła prowizorycznie zrobionych pętli- trzech średniej wielkości kółek zawieszonych na drzewie, a ciemnowłosy chłopak latał  po ogrodzie z kaflem próbując ją zdenerwować.
-Ian!!!  Pętle takie nie są!- fuknęła Vievienne- te są za duże !- chłopczyk zaśmiał się głośno zatrzymując się naprzeciwko środkowej obręczy.
-  Nie umiesz bronić i dlatego tak mówisz.
-Umiem! – ciemnowłosy zrobił kilka szybkich kółek po czym rzucił kaflem, który przeleciał przez prawą obręcz.
-Mówiłem, że nie umiesz! Jesteś do niczego.- dziewczynka wylądowała na ziemi, a z jej dużych oczu zaczęły wylewać się łzy- do tego beksa- burknął chłopczyk również lądując na ziemi. Podszedł do dziewczynki i przytulił ją- Nie płacz, to Ci nie pasuje…
-Nie płaczę głupku- szepnęła dziewczynka, a zanim Ian zdążył zareagować uderzyła go kijkiem od miotły mocno w bok po czym szybko odskoczyła- Należało Ci się- powiedziała uśmiechając się szeroko i pokazując mu język.
-Jesteś niedobra! Powiem mamie- chłopak zaczął płakać i iść w stronę domu; Vivienne pobiegła za nim.
-Nie wygłupiaj się. Na mnie poskarżysz?- spojrzała na niego słodko, ale brat nie zwrócił na to najmniejszej uwagi- Jeżeli nie powiesz mamie to będę Ci dawać moje desery przez dwa dni!- Ian zatrzymał się i otarł łzy z twarzy patrząc na nią z politowaniem- Ok, ok… cztery dni? – chłopak znowu zaczął iść. Białowłosa dogoniła go szybko- Dobra dwa tygodnie!!- zielonooki podszedł do niej i podał jej dłoń, którą uścisnęła i potrząsnęła nią; zawsze tak sobie cos obiecywali lub zakładali się. Ian zaśmiał się głośno.
-Głupia! Nabrałem Cię, ale dziękuję za deser- dziewczynka zaniemówiła, w tej samej chwili duże białe drzwi otworzyły się i stanęła w nich jasnowłosa, szczupła kobieta. Mogłaby być pięknością gdyby nie blizny szpecące jej twarz.
- Co Wy tam znowu robicie?- zapytała podejrzliwie.
-Nic, mamo- odpowiedziała Vivienne ze słodkim uśmieszkiem.
-  To dobrze bo naprawdę nie mam już na Was siły moje diabełki. Chodźcie przygotowałam Wam dziś pyszny deser; Twój ulubiony Vi- ciasto czekoladowe z bitą śmietaną- dziewczynka zacisnęła mocno ząbki- Na co czekacie? Chodźcie- powiedziała kobieta po czym zniknęła za drzwiami. Rodzeństwo spojrzało na siebie.
- Co teraz? To będzie podejrzane jak nie będziesz chciała ciasta czekoladowego…
- Powiem po prostu, że mam brata idiotę- warknęła po czym weszła do domu, a zielonooki za nią.
- Dobra dziś masz wyjątkowy dzień i możesz zjeść deser-szepnął jej do ucha.
- Mogę jeść deser kiedy będę chciała! Nie ustaliliśmy przecież od kiedy mają być te dwa tygodnie… Mogą nadejść za 10 lat- chłopczyk popatrzył na nią swymi zielonymi jak avada oczyma piorunując ja wzrokiem w odpowiedzi Vi wystawiła tylko język.
  Dorosła Vivienne Girardet zaśmiała się cicho, w końcu tak to przeważnie wyglądało, ale właściwie nigdy żadne z nich nie skarżyło się mamie… może to przez to, że nie chcieli jej robić problemów czy przykrości. Mimo, że byli dziećmi to wiedzieli, że mama choruje i nie można jej denerwować, a przecież bardzo ją kochali. Rozumieli więcej niż inne dzieciaki mimo, że byli całkiem zamożni.
-Vivienne!- usłyszała głos Pottera, chłopak szedł w jej stronę –Może miałabyś ochotę trochę z nami pograć? Mówiłaś, że jesteś dobrym obrońcą, a Ron ma jakieś trudności może udzieliłabyś mu paru rad? Poćwiczyła z nim?- dziewczyna spojrzała w kierunku rudowłosego, który siedział na ziemi nachmurzony.
- Nie ma sprawy. Zajmę się nim- rzuciła z uśmiechem idąc w stronę Weasleya. Harry podał jej jakąś starszą miotłę.
*
 Gra z gryfonami spodobała się Vi. Gdy poćwiczyła z Ronem, którego chyba jedynym problemem było zbyt szybkie poddawanie się i kompletna niewiara w swoje siły  zaczęła grać z całą drużyną. Podzielili się na dwa zespoły.  Weasley już trochę podbudowany nie puścił ani jednego gola, ona zresztą też poza tym latanie na miotle w sukience było bezcenne.
Gdy wszyscy wylądowali już na ziemi i zaczęli iść w stronę szatni dziewczyna podeszła do zielonookiego.
-Dziękuję Ci Harry. Tego właśnie było mi trzeba- powiedziała przytulając się do niego gdy wszyscy pozostali zniknęli już w szatni. Harry objął ją mocno, czując jej zapach; pachniała zupełnie jak róża, był taki szczęśliwy mogąc ją dotknąć, a co czuła ona? Bezpieczeństwo i radość. Coraz bardziej przywiązywała się do tego chłopaka lubiła go przytulać… lubiła jak bawił się jej włosami albo patrzył w jej oczy. Czuła z nim swojego rodzaju więź.
- Mi było potrzebne właśnie to…- odparł cicho.
- Co?
-Ty… Twój dotyk- szepnął. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie jeszcze bardziej wtulając się w chłopaka. Potrzebowała jego bliskości, ciepła.
  Stali tak wtuleni na zielonej murawie stadionu; niczym para kochanków, którą nie byli… Żadne z nich nie zauważyło dwóch par oczu, które im się przypatrują; tych brązowych, należących do rudowłosej dziewczyny, która opuściła szatnię aby zobaczyć gdzie jest gryfon i tych stalowoszarych, które były w posiadaniu blondyna siedzącego z samego tyłu trybun.
**
  Taaak… Myślę, że jest ok. Za niedługo (nie wiem dokładnie w którym rozdziale) będą się działy całkiem ciekawe rzeczy. Przynajmniej tak myślę, ale oczywiście w praktyce może wyjść inaczej. SZUKAM BETY. 

środa, 9 października 2013

008 Rozmowy (nie)kontrolowane

5 komentarzy:


    

     Spadałam zagłębiając się coraz bardziej w mrok. Nie miałam różdżki aby sobie jakoś pomóc, ale nie przerażało mnie to. Mogłabym spotkać się z Ianem, objąć go, powiedzieć jak wiele dla mnie znaczy i cieszyć się naszym spotkaniem. Już nikt, nigdy nas nie rozdzieli kochany braciszku…
 -Naprawdę chcesz tak żyć?- nie mogłam uwierzyć, ale… to był jego głos, głos osoby na której tak bardzo mi zależało wydobywający się gdzieś z mroku, który mnie otaczał- Cały czas rozpamiętywać to co było? Wiem, że jesteś silna, ale nie dajesz już sobie rady z tym wszystkim sama. Zapomnij o mnie i żyj własnym życiem
- Zapomnieć o Tobie? To niewykonalne. Nigdy o Tobie nie zapomnę, jesteś częścią mnie. Pamiętam o Tobie, o tym jak zostałeś zamordowany na moich oczach, to co razem przeszliśmy wtedy na tym pustkowiu na zawsze pozostanie we mnie. Co noc gdy zamykam oczy widzę Twoją zakrwawioną twarz, słyszę Twój krzyk, a później widzę jego; tą bestię. Za to co zrobił Tobie, ojcu i naszej matce drogo mi zapłaci.
-Nie możesz kierować się w życiu tylko zemstą. Powinnaś pomyśleć o sobie.
- Myślę o sobie! Uważasz, że ten psychopata da mi spokój? Jest na wolności, niewiadomo gdzie i ile osób już skrzywdził. Trzeba coś z tym zrobić, powstrzymać go, ale ja mam za mało informacji.
-Jesteś pewna, że chcesz się w to pakować siostrzyczko?
- Tak jestem pewna; gdy go zniszczę to umrze największy potwór jaki kiedykolwiek się urodził.
 -Skoro tak bardzo tego pragniesz, to ja Ci pomogę. Nie mam zbyt wiele czasu. Zaraz się obudzisz, ale James Harrison- bo tak nazywa się bestia, która nas rozdzieliła znajduje się tutaj w Londynie. Cały czas Cię szuka więc musisz być ostrożna-  ciemność w Okół rozjaśniła się nieco; zobaczyłam Iana; wysokiego chłopaka z ciemnymi włosami i dużymi zielonymi oczyma koloru Avady; wyciągnął w moją stronę rękę; spadając wraz ze mną, nasze dłonie zbliżały się do siebie coraz bardziej już prawie czułam dotyk jego skóry… jeszcze tylko milimetr.
- Vivienne, wstawaj bo się spóźnimy na zaklęcia!-  białowłosa poczuła szturchnięcie, otworzyła oczy i spojrzała na rudowłosą Natashę, która pochylała się nad nią- Szybko! Masz kilka minut. Dziewczyny już pobiegły; ja na ciebie poczekam.-Vi podniosła się z łóżka, chwyciła swoją różdżkę i wbiegła do łazienki; Ruda zaczęła przerzucać jej rzeczy w poszukiwaniu szaty gdy zorientowała się, że przecież może użyć różdżki.
-Accio szata szkolna Vivienne- powiedziała, a szata poszybowała w jej stronę wylatując z głębi szafy. Nat dwoma susami znalazła się przy drzwiach od łazienki podając przyjaciółce jej ubranie. Chwilę później Girardet opuściła toaletę; była ubrana w szatę w barwach Slytherinu; miała rozpuszczone, lekko poskręcane białe włosy, a usta podkreślone były delikatnie czerwoną szminką. Rosjanka zmierzyła ją  wzrokiem pełnym podziwu- Jak Ty to zrobiłaś? Już jesteś gotowa? – zapytała ze zdziwieniem.
-Zna się kilka przydatnych zaklęć- Vi puściła jej oczko- Dobra Nat ruszmy się- Natasha pokiwała tylko głową po czym wzięły swoje torby i opuściły dormitorium.
 Biegły korytarzami Hogwartu uważając tylko by Filch ich nie zauważył- woźny nienawidził gdy ktoś tak szybko się poruszał ,  prawdopodobieństwo, że przewróci jakąś zbroję, a on będzie musiał ją sprzątać było wtedy niezwykle wysokie. Natasha zaklęła cicho pod nosem.
- Są już w klasie! Szybko!- zawołała. Obie z impetem, zadyszane wpadły do Sali lekcyjnej- Przepraszamy, panie profesorze- bąknęła rudowłosa.
- Panienki Tyszkowa i Girardet;; tak się nie robi, ale ufam, że to ostatni raz- powiedział niski czarodziej uśmiechając się dobrodusznie
- Dziękujemy bardzo- odparły dziewczyny po czym zajęły miejsca obok Sylvii, Larrysy i Seleny; na zaklęcia uczęszczały wszystkie.
- O czym to ja mówiłem… Tak, panienko Granger?- ręka Hermiony od razu wystrzeliła w górę; Girardet zawsze była pod wrażeniem refleksu dziewczyny.
-  Zaklęcie Proteusza, panie profesorze.
- Tak,  więc kto powie mi czym jest zaklęcie Proteusza?- w tym momencie w górę podniosło się wiele rąk gryfonów. Vivienne, Sylvia, Larrysa , Dracon i Zabini również podnieśli swoje.- Jestem pod wrażeniem! Tym bardziej, że jest to zaklęcie na poziomie owutemów, a więc powinniśmy je przerabiać dopiero w przyszłym roku, ale tak sobie pomyślałem, że warto byłoby zacząć już teraz; tym bardziej, że jest to skomplikowany czar. Może…Pan Malfoy, nie, nie musi Pan wstawać proszę siedzieć.
- Zaklęcie to  powoduje zależne zmiany co oznacza, że przedmioty, na które zostanie rzucone są od siebie zależne, zmiany zachodzące w jednym powodują te same zmiany w pozostałych. Przykładem mogą być znaki śmierciożerców- powiedział pocierając lewe przedramię co nie uszło uwadze Vivienne.
- Piękna definicja i doskonały przykład Panie Malfoy 20 punktów dla Slytherinu- zagrzmiał uradowany Flitwick- Właśnie dziś dokładnie opracujemy teorię, pokażę Wam jaki ruch należy wykonywać gdy się je wypowiada i poćwiczymy na sucho, że się tak wyrażę.
**
 -Co teraz robimy? Mamy aż trzy godziny wolne do opieki nad magicznymi stworzeniami- powiedziała Natasha wychodząc wraz z przyjaciółkami z klasy transmutacji.
- Mów za siebie Nat, ja  mam teraz mugoloznawstwo, a potem runy; czwartki są po prostu okropne- mruknęła Sylvia i przyśpieszyła kroku- Do zobaczenia później – zawołała znikając w jakimś korytarzu wraz z Larrysą i Seleną.
-Cholera, na śmierć zapomniałam, że przecież one mają zajęcia…
- Selena na runy?- zapytała ze zdziwieniem Viv.
-Nie, nie… Sel idzie na mugoloznawstwo do 11.05; okropne jest to, że na szóstym roku każda lekcja trwa półtorej godziny, ale trudno…później ma półtorej godziny przerwy do ONMS-u, a później po dwóch,a raczej trzech godzinach naszej wspólnej lekcji ma znowu półtorej godziny przerwy i astronomia o 17.30. Larrysa i Sylvia też mają mugoloznawsto, później runy trzy godziny, Lar kończy, a Sylvia jeszcze ma astronomię z Seleną.
-Polka coś dużo wybrała sobie zajęć- powiedziała z podziwem Vievienne siadając przy stole śliz gonów w Wielkiej Sali i nakładając sobie dyniowe paszteciki, to samo zrobiła Natasha- a Ty masz jeszcze coś dzisiaj? W ogóle jaki masz plan na tydzień? Fajnie byłoby gdybym w końcu poznała wasze rozkłady zajęć. Wiedziałabym z kim mam chodzić na dane lekcje.
- Tak, Sylvia bardzo wiele ma na głowie. Sama się dziwię, że daje radę, ale ona zawsze taka była, a ja…  w poniedziałek mam … będę wymieniać tak ogólnie bo nie pamiętam ile godzin więc- transmutacja, zielarstwo, wróżbiarstwo z cudownym Firenzem- uwielbiam tego nauczyciela; nie dlatego, że wzdycham na jego punkcie po prostu uwielbiam takie spokojne lekcje prowadzone w takich właśnie warunkach- to jest magia, ale przejdźmy do wtorku; wróżbiarstwo, OPCM, środa; ONMS, zaklęcia, zielarstwo, dzisiaj to wiesz i piątek OPCM,wróżbiarstwo, transmutacja. Najlepszy plan ma chyba Selena chociaż z astronomią jej współczuję podobno w tym roku to jest pogrom.
- Nasze plany są dość podobne; też chodzę na transmutację,OPCM, ONMS i zaklęcia.
- A właśnie na początku roku mówiłaś, że będziesz też chodzić na zielarstwo i jakoś Cię nie widziałam na nim jeszcze.
- Zrezygnowałam. Uznałam, że mogę nie dać sobie rady- powiedziała wypijając spory łyk  dyniowego soku z pękatego kubka.
-A mogę wiedzieć kim chcesz zostać po szkole? Jakimś łamaczem zaklęć czy aurorem?
- Ani to ani to… miałam kiedyś marzenie, ale teraz to już nieważne. Zresztą nie mówmy o mnie. Kim Ty chcesz zostać bo z Twojego planu nie można się domyślić- białowłosa uśmiechnęła się delikatnie odsłaniając swoje śnieżnobiałe proste zęby.
- Nie wiem, ale bardzo ciekawi mnie praca ze smokami. Opieka nad nimi, pielęgnacja, stwarzanie im godnych warunków do życia i tuszowanie ich obecności przed mugolami-  kąciki jej ust uniosły się z rozmarzeniem- Mój ojciec i macocha mają taką właśnie pracę. Cały czas są na wyjeździe, ale czy to ważne? Robią to co kochają; często biorą mnie ze sobą w wakacje do tych różnych cudownych miejsc i mogę oglądać smoki z bliska.
- Widujecie się na święta?
-  Tylko na te Bożonarodzeniowe, w dodatku nie zawsze; kiedyś jeździłam do starszego brata, ale odkąd ożenił się z jedną lafiryndą to nie mam z nim kontaktu, ale pogodziłam się już z tym.- stwierdziła nalewając sobie czarną kawę.
-Zostajesz więc na święta w Hogwarcie?
- Najprawdopodobniej tak. Dowiem się na początku grudnia, jest już 3października więc myślę, że szybko zleci. Czas tak szybko mija. Dopiero co było rozpoczęcie roku.
- Ja zostaję na pewno- powiedziała cicho Vivienne dopijając powoli swój sok.
- Zapracowani rodziciele?- Tyszkowa uniosła brew patrząc z uwagą na białowłosą. Girardet zawahała się, ale…
- Nie. Ojciec zamordowany, a matka właściwie martwa, to znaczy żyje, ale… nie jest w pełni władz umysłowych- Ruda spróbowała opanować wyraz zdziwienia i chęć powiedzenia „wszystko będzie dobrze”.
- Nie masz rodzeństwa?
-Mam… to znaczy miałam. Brata bliźniaka, niestety też jest już po tamtej stronie
-Tak mi przykro- odparła cicho Natasha gładząc dłoń dziewczyny- Musi Ci być ciężko. Co za dupek to zrobił! Sama-Wiesz-Kto?
- Na początku było strasznie, ale teraz… pomogłyście mi.. Wy i Harry jakoś się podnieść. Nie to nie on. Voldemort przy nim wydaje mi się aniołem, ale nieważne- mruknęła z zamyśleniem.
- Harry Potter? Poważnie jest coś między wami?- zapytała Nat ze swoistym żalem w głosie.
- Tak jest, ale nie to co myślisz. Przyjaźnimy się. Traktuję go jak brata bo bardzo przypomina mi Iana…
- Nie jestem pewna czy on uważa, że jesteś jego siostrą…
- Spokojnie, rozmawialiśmy już o tym. Traktuje mnie dokładnie tak jak ja jego- Tyszkowa zaczęła się zastanawiać. Nie była do końca przekonana czy brat cały czas śledziłby wzrokiem siostrę, chodził za nią, patrzył się z nią w gwiazdy i był na każde jej zawołanie, ale nic nie powiedziała; jak na razie cieszyła się tym, że Vi nic do Pottera nie czuje. - Napisałaś to wypracowanie dla Hagrida o Jeżance?
- Tak napisałam na 2 stopy pergaminu. Swoją drogą bardzo ciekawe ryby. Z porywającą wręcz historią.
- Myślisz, że Hagrid przyniesie nam ją dziś na lekcję?
- Byłoby fajnie. Jestem pewna, że przyniesie, ale szczerze Ci powiem, że dziwię się, że jak na razie jest tak spokojnie na jego lekcjach.
-Poczekaj aż dojdziemy do gryfa, to będzie dopiero… ale chyba nie byłby do tego zdolny?
- Nie znasz Hagrida… On kocha niebezpieczne stworzenia; im gorsze tym bardziej je lubi. Myślisz, że dlaczego na lekcjach jest nas tylko szóstka? – Vi wzruszyła ramionami- bo wszyscy go znają i prawdę powiedziawszy obawiają się jego lekcji.
- Ja tam myślę, że po prostu nikt nie zwraca uwagi na ten przedmiot, a szkoda bo magiczne stworzenia są naprawdę ciekawe i warto dowiedzieć się o nich jak najwięcej.
-  O czym tak zajadle dyskutujecie?- Draco przysunął się do nich zajadając budyń czekoladowy.
- Ooo widzę , że masz już lepszy humor Smoku. Wszystkim nagle poprawia się nastawienie do życia, jestem w szoku.- powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem rudowłosa.
- Widzisz. To otoczenie tak na mnie działa- Malfoy zaśmiał się cicho- a tak na poważnie to humor mam stabilny. Nie odpowiedziałyście  na moje pytanie- powiedział wpatrując się w Vivienne.
- Rozmawiałyśmy o Twoim koledze, Hagridzie i opiece nad magicznymi stworzeniami- Draco prychnął z pogardą.
- A po cóż w ogóle konwersować o tak żenującym przedmiocie i nauczycielu?
- Moim zdaniem ONMS jest bardzo dobrym przedmiotem, a to że nie potrafisz tego zrozumieć to już nie mój problem- stwierdziła z kamienną twarzą Vi.
-Nie mówcie, że na to chodzicie?! Po Tobie Natasha mogłem się tego spodziewać, ale Vivienne- blondyn pokręcił głową z niedowierzeniem.
-Znowu panicza zaskoczyłam?  Schlebia mi to. Nie baw się w specjalistę z mojej dziedziny bo za bardzo Ci to nie wychodzi.
- Nie musisz być taka niemiła, chyba wolałem Cię milczącą- Draco wykrzywił usta w nikłym uśmiechu.
- Ja Ciebie również, więc już w czymś się zgadzamy- odparła dziewczyna odkładając pusty kubek na stół, Tyszkowa wpatrywała się w nich kończąc swoją kawę.
- Taaa… zapomniałaś chyba o tym, że mieliśmy się spotkać i pomilczeć.
- Mieliśmy, ale…
- ale… wolisz spędzać czas z Harrym Potterem. Nie będę ukrywał, że tego nie rozumiem, ale sama wybierasz sobie znajomych- stwierdził podnosząc się z ławki i wraz ze swoim czekoladowym deserem opuszczając Wielką Salę.
- Strasznie dziwny się zrobił w tym roku, w ogóle go nie poznaję- z zamyśleniem powiedziała Natasha.
- Ma w sobie coś specyficznego…
- Tak, to Malfoy. Chciałabyś widzieć jego ojca- Nat odłożyła puste naczynie na stół- ten to  ma w sobie to coś. Do tej pory uganiają się za nim kobitki; bogaty, wyniosły, przystojny z rodową historią... troszkę to wszystko niszczy fakt, że siedzi w Azkabanie, ale to wypadek przy pracy.
- Jego ojciec naprawdę jest śmierciożercą?-
- Oj na sto procent tylko ostatnio Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać coś chyba nie za bardzo za nim przepada tak mi się wydaje, że to po tej całej akcji w Ministerstwie Magii.
- Taak, na pewno o to chodzi…
- Ale Vivienne- rudowłosa niemalże położyła się na stole chowając twarz w dłoniach- Naprawdę nie zostań kolejną oczarowaną jego „urokiem”. To zwyczajny dupek, nawet jeżeli się zmienił.
- Spokojnie. Jak na razie nie jestem ani trochę nim urzeczona, co najwyżej zaciekawiona…
- Od tego właśnie się zaczyna- westchnęła Natasha.
***
 Kolejny rozdział w którym nie za wiele się dzieje, ale takie rozdziały niestety też muszą być. Dziękuję za to, że czytacie  nawet jeżeli nie komentujecie J Przepraszam, że nie komentuję Waszych blogów ani już nie powiadamiam, ale ten rok, a raczej semestr na uczelni jest straszny…dodatkowo uczestniczę w wolontariacie, organizuję społeczność lokalną, chodzę na kurs, regularnie na basen, a weekendy w ogóle mnie nie ma bo przeważnie odwiedzam znajomych w innych miastach lub oni mnie. Myślę, że zaległości na Waszych jeszcze nadrobię jak będę miała dłuższą chwilę, ale informować nie dam już rady, przepraszam. Wy jednak dawajcie mi nadal znać o nowych notkach albo po prostu dodam Was do obserwowanych jak w końcu zrozumiem jak to się robi, bo już to kiedyś zrobiłam, ale nie pamiętam jak. SZUUUUKAM BEEETYYY!