czwartek, 17 października 2013

009 Nostalgia



 Do rozdziału; najbardziej jego drugiej części polecam piosenkę - within temptation frozen, która znajduje się w muzyce dostępnej na blogu
**
   -Wykonałem zadanie. Nikt nie przeżył- James Harrison stał przed obliczem Mrocznego Lorda pochylając nisko swą głowę. Znajdował się w dużych rozmiarów komnacie, która wyglądem przypominała dawną salę tronową. Jedyne światło dawała duża, czarna świeca usytuowana dokładnie na środku.
- Bardzo dobrze James, ale dlaczego nie wróciłeś od razu po wykonaniu zadania?- syczący, cichy, zimny głos, rozległ się w rogu Sali.
-Ależ wróciłem Panie- odrzekł mężczyzna bez zająknięcia.
- Kłamiesz. Lord Voldemort zawsze pozna się na kłamstwie. Crucio- zaklęcie ugodziło Harrisona, który niemalże od razu upadł na zimną, kamienną posadzkę. Poczuł ból, ale nawet nie jęknął, przeżywał to w ciszy próbując skupić swe myśli na czymś innym. Wiedział, że tak właśnie będzie wyglądać jego powrót, był przygotowany.- Powiedz tylko, dlaczego?- działanie klątwy ustało, a James podniósł się powoli z ziemi.
-Szukałem jej.
- Myślałem James, że ten temat mamy za sobą. Nie ufasz mi?- w głosie Voldemorta zabrzmiała nutka ironii.
- Wybacz Panie, ale nauczyłem się, że nikomu nie można ufać.
- Całkiem zręczna odpowiedź, ale to jeszcze nie czas na odnalezienie dziewczyny. Masz  kilka zadań do wypełnienia.
- Nie jesteś zadowolony z mojej służby? Perfekcyjnie wypełniam Twoje polecenia; jestem najszybszy i najbardziej skuteczny.- w zamian oczekuję tylko jednego, nie wypowiedział tego głośno wiedział, że porządnie by mu się oberwało
- Jesteś jednym z moich najlepszych śmierciożerców, ale jeszcze nie mam pewności co do Twojego podporządkowania bo widzisz… Gdy Twój Pan wydaje Ci polecenie to Ty masz je bezwzględnie wykonać i natychmiast wrócić, poinformować o wynikach…osobiście. U mnie nie ma działania na własną rękę. Powiedz mi, lubisz życie? – zasyczał mężczyzna. Głos  zaczął się powoli zbliżać mimo, że jego właściciel nie był jeszcze widoczny.
- Tak – James podniósł głowę, patrząc w ciemność- ale Ty, Panie nie chcesz uczynić go pełnym. Jedynym celem mojego życia jest dorwanie tej małej dzi…- kolejny raz dzisiejszego wieczoru poczuł działanie klątwy Cruciatus, uklęknął, a ból przybierał na sile.
- Zła odpowiedź. Jedynym celem Twojego życia powinna być bezwarunkowa służba mnie, ale teraz coś Ci powiem. Wiem gdzie ona jest, a Ty nigdy sam jej nie odnajdziesz- ciemnowłosy jęknął- lepiej przestań o niej myśleć i zacznij całkowicie mi służyć, a wtedy czeka Cię nagroda… w przeciwnym razie- trupio biała twarz z czerwonymi oczyma i dwoma szparami  zamiast nosa wyłoniła się z mroku-  Zginiesz bo po co mi sługa, którego priorytetem nie jest to co mu każę- uśmiechnął się, a uśmiech ten był przerażający. Nie było w nim radości tylko okrucieństwo.
-Prze..stań- słaby głos ciemnowłosego dobiegł z posadzki.
-Boli?  Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Następnym razem nie będę taki miły. Finite- James Harrison nadal leżał na posadzce. Przez chwilę myślał, że zwariuje z bólu już zapomniał jak to jest kiedy ktoś zadaje ból- Będziesz mi całkowicie posłuszny i zapomnisz o Vivienne Girardet? – ich oczy spotkały się. Śmierciożerca wiedział, że nie ma wyjścia i istnieje tylko jedna odpowiedź na to pytanie.
- Tak, Panie. Zapomnę o niej, a właściwie to już zapomniałem- Lord Voldemort cofnął się znikając w mroku.
- Twoja kolejna misja to odnalezienie olbrzymów.
-Przecież są już po naszej stronie.
- Odkryto, że jest jeszcze jedna grupa gdzieś daleko w górach  w Polsce, a Dumbledore nie ma o nich pojęcia. Na pewno staną po naszej stronie. Polecisz z Averym i Nottem.
-Dobrze, Panie.- lubił wykonywać misje sam, ale wiedział, że Czarny Pan właśnie go sprawdza więc powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza na temat towarzystwa w czasie zadania.
 Ciesz się Vivienne gdziekolwiek jesteś, masz jeszcze trochę czasu więc lepiej wykorzystaj go jak najlepiej… później to ja zostanę Twoim jedynym opiekunem, sensem Twojego życia… niewoli.
**
 Białowłosa dziewczyna obudziła się. Śnił jej się jakiś straszny koszmar. Jedyne co z niego pamiętała to twarz Harrisona pochylająca się nad nią i gładząca ją po głowie. Rozejrzała się po ciemnym dormitorium; dziewczyny spały jeszcze smacznie czemu nie można było się dziwić w końcu dziś była sobota, a do tego- spojrzała na zegarek- ósma rano. Czując, że już nie zaśnie podniosła się z łóżka, pozbierała ubrania i poszła do łazienki aby móc zejść na śniadanie. Biorąc pod uwagę to, że był weekend ubrała się w czarną sukienkę ponad kolano, która miała niewielki dekolt w kształcie trójkąta na którym była koronkowa tkanina, znajdująca się  również na rękach. Sukienka miała koronkowe rękawy, które rozszerzały się przy dłoniach, artystycznie zwisając. Vivienne przeczuwała, że materiał może znaleźć się dzisiaj w talerzu, ale tak bardzo podobała jej się ta zachodząca nieco pod gotyk suknia, że musiała ją założyć. Włosy rozpuściła,układały się w delikatne fale. Pomalowała oczy czarną kredką, a rzęsy tuszem. Na ustach pojawiła się czerwona szminka. Dziewczyna przyjrzała się swojemu odbiciu w dużym lustrze. Zobaczyła wysoką, bladą dziewczynę z białymi włosami ubraną w czarną sukienkę i dosyć mocno pomalowaną. Uśmiechnęła się na swój widok. Wyglądała jak śmierć, a nie jak pełna życia 17- latka, ale o to właśnie chodziło. Kiedyś powiedziałaby, że nie ma w niej żadnej iskry,płomienia… może z wyjątkiem zemsty, a teraz wiele rzeczy się zmieniło. Czuła, że znalazła osoby, które starają się ją zrozumieć nawet jeżeli nie mają pojęcia o tym co przeszła. Kilka razy miała nawet ochotę opowiedzieć Larrysie, Natashy, Sylvii i Selenie co się jej przydarzyło. Nat wiedziała już  pobieżnie o co chodzi, ale nie domyślała się nawet tego, że nad Vi się znęcano, że wszystko co spotkało jej rodzinę działo się właśnie na jej oczach, że zwyrodnialec, który tak bardzo ją zranił, odbierając jej wszystko co posiadała nadal żyje, a ona nawet nie wie gdzie jest.
Westchnęła cicho, zmyła trochę makijaż aby nie rzucał się aż tak w oczy, rozejrzała się jeszcze po łazience; jej wzrok prześlizgiwał się po srebrnej toalecie, umywalce z kurkami w kształcie węży, które posiadała również dużych rozmiarów wanna stojąca w naprzeciw toalety ,na koniec spojrzała jeszcze w zdobione symbolami Slytherina obramowanie lustra. Poczuła się nie na miejscu. Ten przepych, arogancja emanująca z niemal każdego pomieszczenia tego „domu”. Osobiście wolałaby mieszkać gdzieś gdzie nie ma srebra, zieleni ani cholernych węży. Z drugiej jednak strony będąc w innym domu musiałaby znosić kruka i niebieski, borsuka i żółty lub gryfa i czerwony więc na jedno wychodziło. Uśmiechnęła się lekko do swoich myśli po czym opuściła łazienkę, wychodząc z dormitorium dziewczyn i kierując swoje stopy w stronę przejścia, poczuła jak czyjeś ramię delikatnie się o nią ociera.
- Cześć, Vivienne. Widzę, że nie tylko ja miewam złe sny- zatrzymała się i spojrzała na szarookiego blondyna, który również  przystanął.
- Koszmary są dobre, przypominają nam pewne sprawy, które  były dla nas priorytetem-stwierdziła patrząc w jego podpuchnięte oczy.
-  Jak zawsze nieprzewidywalna odpowiedź. Miałaś rację nie potrafię Cię całkiem rozgryźć, ale właśnie to mnie przyciąga- powiedział zanurzając się powoli w pustce jej oczu, pragnąc za wszelką cenę znaleźć w nich cokolwiek co świadczyłoby o jej uczuciach, na próżno… Kąciki jej ust podniosły się lekko do góry, ale ten nikły uśmiech nie objął oczu, które nadal były zimne i przesycone pustką.
- Mówiłam już, że lubię panicza zaskakiwać- rzuciła po czym ruszyła do przejścia. Gdy opuściła już Pokój Wspólny i wyszła z nieco chłodnych lochów do Sali wejściowej obejrzała się za siebie. Chłopaka nigdzie nie było więc nie poszedł za nią, zdziwiło ją to, ale poszła dalej w końcu musiała zjeść jakieś porządne śniadanie.
 Wielka Sala była dosyć opustoszała. Jedynie przy stole Gryffindoru było więcej osób. Vivienne uśmiechnęła się do Harre’go, który pomachał do niej. Miała ochotę koło niego usiąść, ale był otoczony przez niewielką grupkę. Dziewczyna domyśliła się, że to drużyna qudditcha. Usiadła więc przy stole ślizgonów; nałożyła sobie dość sporą miseczkę owsianki, nalała do szklanki kawy gdy poczuła, że ktoś koło niej siada, spojrzała w duże, zielone oczy.
-Harry co tu robisz? – zapytała cicho.
-Chciałem się przywitać-uśmiechnął się delikatnie, nie mogła sobie nawet wyobrazić ile kosztowało go coś takiego.
-Od kiedy jesteś taki dzielny?- zapytała szeroko się uśmiechając. Rzuciła szybkie spojrzenie na stół Gryffindoru; wszyscy wpatrywali się w nich, szeptali coś do siebie.
- Sam nie wiem Vi, ale chciałem Cię zapytać czy może… może… chciałabyś może przyjrzeć się naszej grze, może?- niewielkie rumieńce pojawiły się na policzkach ciemnowłosego.
- Nie wiem czy Twoja drużyna się na to zgodzi- szepnęła.
-Zgodzili się. Ron oczywiście twierdził, że jesteś szpiegiem, ale… przekonałem go jakoś i całą resztę też- zdecydowanie chłopak nie umiał kłamać, ale właśnie była to kolejna cecha, która urzekała Vivienne.
- Dobrze z miłą chęcią popatrzę się jak gracie i obiecuję, że nie naskarżę zielonym- uśmiechnęła się szeroko. Chłopak podniósł się z miejsca.
- Jak zjesz to przyjdź na stadion, na pewno tam będziemy- powiedział i skierował się do wyjścia razem ze swoją drużyną, która już na niego czekała.
 Niebieskooka zjadła swoje śniadanie, popijając je mocną, czarną kawą po czym ubrana w sukienkę, bez żadnej kurtki ani sweterka wyszła z zamku na stadion. Usiadła na trybunach; gryfoni byli już w trakcie gry.  Ronald Weasley pilnował trzech pętli co oznaczało, że był obrońcą; Ginny Weasley jako ścigająca; reszty zawodników Vi nie rozpoznała; oczywiście z wyjątkiem Harre’go, który unosił się nad boiskiem wypatrując złotego znicza- maleńkiej uskrzydlonej piłeczki.
 Patrząc na wysiłki Rona aby obronić pętle przypominała sobie jak to ona była obrońcą i udawało się jej obronić za każdym razem. Jedyną osobą, która potrafiła strzelić jej bramkę był Ian… wspomnienia znowu zaczęły oplatać jej umysł.
  Dwoje ok. 7-letnich dzieci; siedzących na dziecięcych miotłach. Białowłosa dziewczynka z roziskrzonymi jasnoniebieskimi oczyma broniła prowizorycznie zrobionych pętli- trzech średniej wielkości kółek zawieszonych na drzewie, a ciemnowłosy chłopak latał  po ogrodzie z kaflem próbując ją zdenerwować.
-Ian!!!  Pętle takie nie są!- fuknęła Vievienne- te są za duże !- chłopczyk zaśmiał się głośno zatrzymując się naprzeciwko środkowej obręczy.
-  Nie umiesz bronić i dlatego tak mówisz.
-Umiem! – ciemnowłosy zrobił kilka szybkich kółek po czym rzucił kaflem, który przeleciał przez prawą obręcz.
-Mówiłem, że nie umiesz! Jesteś do niczego.- dziewczynka wylądowała na ziemi, a z jej dużych oczu zaczęły wylewać się łzy- do tego beksa- burknął chłopczyk również lądując na ziemi. Podszedł do dziewczynki i przytulił ją- Nie płacz, to Ci nie pasuje…
-Nie płaczę głupku- szepnęła dziewczynka, a zanim Ian zdążył zareagować uderzyła go kijkiem od miotły mocno w bok po czym szybko odskoczyła- Należało Ci się- powiedziała uśmiechając się szeroko i pokazując mu język.
-Jesteś niedobra! Powiem mamie- chłopak zaczął płakać i iść w stronę domu; Vivienne pobiegła za nim.
-Nie wygłupiaj się. Na mnie poskarżysz?- spojrzała na niego słodko, ale brat nie zwrócił na to najmniejszej uwagi- Jeżeli nie powiesz mamie to będę Ci dawać moje desery przez dwa dni!- Ian zatrzymał się i otarł łzy z twarzy patrząc na nią z politowaniem- Ok, ok… cztery dni? – chłopak znowu zaczął iść. Białowłosa dogoniła go szybko- Dobra dwa tygodnie!!- zielonooki podszedł do niej i podał jej dłoń, którą uścisnęła i potrząsnęła nią; zawsze tak sobie cos obiecywali lub zakładali się. Ian zaśmiał się głośno.
-Głupia! Nabrałem Cię, ale dziękuję za deser- dziewczynka zaniemówiła, w tej samej chwili duże białe drzwi otworzyły się i stanęła w nich jasnowłosa, szczupła kobieta. Mogłaby być pięknością gdyby nie blizny szpecące jej twarz.
- Co Wy tam znowu robicie?- zapytała podejrzliwie.
-Nic, mamo- odpowiedziała Vivienne ze słodkim uśmieszkiem.
-  To dobrze bo naprawdę nie mam już na Was siły moje diabełki. Chodźcie przygotowałam Wam dziś pyszny deser; Twój ulubiony Vi- ciasto czekoladowe z bitą śmietaną- dziewczynka zacisnęła mocno ząbki- Na co czekacie? Chodźcie- powiedziała kobieta po czym zniknęła za drzwiami. Rodzeństwo spojrzało na siebie.
- Co teraz? To będzie podejrzane jak nie będziesz chciała ciasta czekoladowego…
- Powiem po prostu, że mam brata idiotę- warknęła po czym weszła do domu, a zielonooki za nią.
- Dobra dziś masz wyjątkowy dzień i możesz zjeść deser-szepnął jej do ucha.
- Mogę jeść deser kiedy będę chciała! Nie ustaliliśmy przecież od kiedy mają być te dwa tygodnie… Mogą nadejść za 10 lat- chłopczyk popatrzył na nią swymi zielonymi jak avada oczyma piorunując ja wzrokiem w odpowiedzi Vi wystawiła tylko język.
  Dorosła Vivienne Girardet zaśmiała się cicho, w końcu tak to przeważnie wyglądało, ale właściwie nigdy żadne z nich nie skarżyło się mamie… może to przez to, że nie chcieli jej robić problemów czy przykrości. Mimo, że byli dziećmi to wiedzieli, że mama choruje i nie można jej denerwować, a przecież bardzo ją kochali. Rozumieli więcej niż inne dzieciaki mimo, że byli całkiem zamożni.
-Vivienne!- usłyszała głos Pottera, chłopak szedł w jej stronę –Może miałabyś ochotę trochę z nami pograć? Mówiłaś, że jesteś dobrym obrońcą, a Ron ma jakieś trudności może udzieliłabyś mu paru rad? Poćwiczyła z nim?- dziewczyna spojrzała w kierunku rudowłosego, który siedział na ziemi nachmurzony.
- Nie ma sprawy. Zajmę się nim- rzuciła z uśmiechem idąc w stronę Weasleya. Harry podał jej jakąś starszą miotłę.
*
 Gra z gryfonami spodobała się Vi. Gdy poćwiczyła z Ronem, którego chyba jedynym problemem było zbyt szybkie poddawanie się i kompletna niewiara w swoje siły  zaczęła grać z całą drużyną. Podzielili się na dwa zespoły.  Weasley już trochę podbudowany nie puścił ani jednego gola, ona zresztą też poza tym latanie na miotle w sukience było bezcenne.
Gdy wszyscy wylądowali już na ziemi i zaczęli iść w stronę szatni dziewczyna podeszła do zielonookiego.
-Dziękuję Ci Harry. Tego właśnie było mi trzeba- powiedziała przytulając się do niego gdy wszyscy pozostali zniknęli już w szatni. Harry objął ją mocno, czując jej zapach; pachniała zupełnie jak róża, był taki szczęśliwy mogąc ją dotknąć, a co czuła ona? Bezpieczeństwo i radość. Coraz bardziej przywiązywała się do tego chłopaka lubiła go przytulać… lubiła jak bawił się jej włosami albo patrzył w jej oczy. Czuła z nim swojego rodzaju więź.
- Mi było potrzebne właśnie to…- odparł cicho.
- Co?
-Ty… Twój dotyk- szepnął. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie jeszcze bardziej wtulając się w chłopaka. Potrzebowała jego bliskości, ciepła.
  Stali tak wtuleni na zielonej murawie stadionu; niczym para kochanków, którą nie byli… Żadne z nich nie zauważyło dwóch par oczu, które im się przypatrują; tych brązowych, należących do rudowłosej dziewczyny, która opuściła szatnię aby zobaczyć gdzie jest gryfon i tych stalowoszarych, które były w posiadaniu blondyna siedzącego z samego tyłu trybun.
**
  Taaak… Myślę, że jest ok. Za niedługo (nie wiem dokładnie w którym rozdziale) będą się działy całkiem ciekawe rzeczy. Przynajmniej tak myślę, ale oczywiście w praktyce może wyjść inaczej. SZUKAM BETY. 

4 komentarze:

  1. Biedna Ginny... :c Naprawdę bardzo spodobał mi się ten rozdział ;)
    Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny x

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój Boże, przegapiłam rozdział :C Kurna, teraz też nie bardzo mam czas przeczytać, ale obiecuję sumiennie skomentować oba rozdziały, ósmy i dziewiąty w niedzielę - mam nadzieję, że mi wybaczysz :C
    Tymczasem, chciałabym Cię zaprosić do mnie na http://sigyn-ostergaard.blogspot.com na rozdział 4 - byłoby mi przemiło, gdybyś zechciała zostawić komentarz :)
    Pozdrawiam, Freyja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, oba rozdziały nadrobione. Niecierpliwie czekam na konfrontację Vivienne-James. To będzie musiało być szalenie ciekawe. Co więcej, udało Ci się ładnie pokazać Voldemorta, to jest, przynajmniej takiego, jaki mnie przekonuje - wbrew pozorom nie jest tak łatwo zachować jego charakter i opisać go przekonująco. Widzę, że coś się kroi między Vi i Harrym, ale z drugiej strony zazdrosny Draco i Ginny to nie przelewki... Czyżby mieli połączyć siły? To mogłoby być naprawdę prześmieszne :D Osobiście bardziej widzę ją z Draconem i mam nadzieję, że taki też będzie finał, ale spodziewam się wszystkiego :) Postać Harrisona też udaje Ci się ładnie zbudować, brakuje mi tylko jakichś pierwszoosobowych psychodelicznych wstawek z jego punktu widzenia, ale z drugiej strony to jest jak jak zwykłam przedstawiać tego typu postacie, więc to jest po prostu jakieś tam moje wyobrażenie, wiadomo, a nie czepianie się Twojego - bo Twoje naprawdę mi się podoba. Chciałam tylko podkreślić w ten sposób, że takie postacie są bliskie moim tekstom i moim gustom :)
      No cóż, pozostaje mi czekać z niecierpliwością na nowość, bo widzę, że dzieje się co raz więcej, a skoro mówisz, że już niedługo akcja pójdzie bardzo do przodu... To ja nie mogę się doczekać :D
      Pozdrawiam
      Freyja

      Usuń
  3. Rozdział bardzo fajny i ahh ten romansik ^^ Podoba mi się też fakt ,że Draco jest zazdrosny o Vi... Bardzo chciałabym wiedzieć jak będzie przebiegało jej spotkanie z Jamsem, może być naprawdę ciekawie. No i oczywiście czekam na dalszy rozwój akcji miedzy Vi a Harrym i Draconem.
    Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział i Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń