Do rozdziału; najbardziej jego drugiej części
polecam piosenkę - within temptation frozen, która znajduje się w muzyce
dostępnej na blogu
**
-Wykonałem zadanie. Nikt nie
przeżył- James Harrison stał przed obliczem Mrocznego Lorda pochylając nisko
swą głowę. Znajdował się w dużych rozmiarów komnacie, która wyglądem
przypominała dawną salę tronową. Jedyne światło dawała duża, czarna świeca
usytuowana dokładnie na środku.
- Bardzo dobrze James, ale
dlaczego nie wróciłeś od razu po wykonaniu zadania?- syczący, cichy, zimny
głos, rozległ się w rogu Sali.
-Ależ wróciłem Panie- odrzekł
mężczyzna bez zająknięcia.
- Kłamiesz. Lord Voldemort zawsze
pozna się na kłamstwie. Crucio- zaklęcie ugodziło Harrisona, który niemalże od
razu upadł na zimną, kamienną posadzkę. Poczuł ból, ale nawet nie jęknął,
przeżywał to w ciszy próbując skupić swe myśli na czymś innym. Wiedział, że tak
właśnie będzie wyglądać jego powrót, był przygotowany.- Powiedz tylko,
dlaczego?- działanie klątwy ustało, a James podniósł się powoli z ziemi.
-Szukałem jej.
- Myślałem James, że ten temat
mamy za sobą. Nie ufasz mi?- w głosie Voldemorta zabrzmiała nutka ironii.
- Wybacz Panie, ale nauczyłem
się, że nikomu nie można ufać.
- Całkiem zręczna odpowiedź, ale
to jeszcze nie czas na odnalezienie dziewczyny. Masz kilka zadań do wypełnienia.
- Nie jesteś zadowolony z mojej
służby? Perfekcyjnie wypełniam Twoje polecenia; jestem najszybszy i najbardziej
skuteczny.- w zamian oczekuję tylko
jednego, nie wypowiedział tego głośno wiedział, że porządnie by mu się
oberwało
- Jesteś jednym z moich
najlepszych śmierciożerców, ale jeszcze nie mam pewności co do Twojego
podporządkowania bo widzisz… Gdy Twój Pan wydaje Ci polecenie to Ty masz je
bezwzględnie wykonać i natychmiast wrócić, poinformować o wynikach…osobiście. U
mnie nie ma działania na własną rękę. Powiedz mi, lubisz życie? – zasyczał
mężczyzna. Głos zaczął się powoli
zbliżać mimo, że jego właściciel nie był jeszcze widoczny.
- Tak – James podniósł głowę,
patrząc w ciemność- ale Ty, Panie nie chcesz uczynić go pełnym. Jedynym celem
mojego życia jest dorwanie tej małej dzi…- kolejny raz dzisiejszego wieczoru
poczuł działanie klątwy Cruciatus, uklęknął, a ból przybierał na sile.
- Zła odpowiedź. Jedynym celem
Twojego życia powinna być bezwarunkowa służba mnie, ale teraz coś Ci powiem.
Wiem gdzie ona jest, a Ty nigdy sam jej nie odnajdziesz- ciemnowłosy jęknął-
lepiej przestań o niej myśleć i zacznij całkowicie mi służyć, a wtedy czeka Cię
nagroda… w przeciwnym razie- trupio biała twarz z czerwonymi oczyma i dwoma
szparami zamiast nosa wyłoniła się z
mroku- Zginiesz bo po co mi sługa,
którego priorytetem nie jest to co mu każę- uśmiechnął się, a uśmiech ten był
przerażający. Nie było w nim radości tylko okrucieństwo.
-Prze..stań- słaby głos
ciemnowłosego dobiegł z posadzki.
-Boli? Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Następnym razem
nie będę taki miły. Finite- James Harrison nadal leżał na posadzce. Przez
chwilę myślał, że zwariuje z bólu już zapomniał jak to jest kiedy ktoś zadaje
ból- Będziesz mi całkowicie posłuszny i zapomnisz o Vivienne Girardet? – ich
oczy spotkały się. Śmierciożerca wiedział, że nie ma wyjścia i istnieje tylko
jedna odpowiedź na to pytanie.
- Tak, Panie. Zapomnę o niej, a
właściwie to już zapomniałem- Lord Voldemort cofnął się znikając w mroku.
- Twoja kolejna misja to
odnalezienie olbrzymów.
-Przecież są już po naszej
stronie.
- Odkryto, że jest jeszcze jedna
grupa gdzieś daleko w górach w Polsce, a
Dumbledore nie ma o nich pojęcia. Na pewno staną po naszej stronie. Polecisz z
Averym i Nottem.
-Dobrze, Panie.- lubił wykonywać
misje sam, ale wiedział, że Czarny Pan właśnie go sprawdza więc powstrzymał się
od jakiegokolwiek komentarza na temat towarzystwa w czasie zadania.
Ciesz się Vivienne gdziekolwiek jesteś, masz
jeszcze trochę czasu więc lepiej wykorzystaj go jak najlepiej… później to ja zostanę
Twoim jedynym opiekunem, sensem Twojego życia… niewoli.
**
Białowłosa dziewczyna obudziła się. Śnił jej
się jakiś straszny koszmar. Jedyne co z niego pamiętała to twarz Harrisona
pochylająca się nad nią i gładząca ją po głowie. Rozejrzała się po ciemnym
dormitorium; dziewczyny spały jeszcze smacznie czemu nie można było się dziwić
w końcu dziś była sobota, a do tego- spojrzała na zegarek- ósma rano. Czując,
że już nie zaśnie podniosła się z łóżka, pozbierała ubrania i poszła do
łazienki aby móc zejść na śniadanie. Biorąc pod uwagę to, że był weekend
ubrała się w czarną sukienkę ponad kolano, która miała niewielki dekolt w
kształcie trójkąta na którym była koronkowa tkanina, znajdująca się również na rękach. Sukienka miała koronkowe
rękawy, które rozszerzały się przy dłoniach, artystycznie zwisając.
Vivienne przeczuwała, że materiał może znaleźć się dzisiaj w talerzu, ale tak
bardzo podobała jej się ta zachodząca nieco pod gotyk suknia, że musiała ją
założyć. Włosy rozpuściła,układały się w delikatne fale. Pomalowała oczy czarną
kredką, a rzęsy tuszem. Na ustach pojawiła się czerwona szminka. Dziewczyna
przyjrzała się swojemu odbiciu w dużym lustrze. Zobaczyła wysoką, bladą
dziewczynę z białymi włosami ubraną w czarną sukienkę i dosyć mocno pomalowaną.
Uśmiechnęła się na swój widok. Wyglądała jak śmierć, a nie jak pełna życia 17-
latka, ale o to właśnie chodziło. Kiedyś powiedziałaby, że nie ma w niej żadnej
iskry,płomienia… może z wyjątkiem zemsty, a teraz wiele rzeczy się zmieniło.
Czuła, że znalazła osoby, które starają się ją zrozumieć nawet jeżeli nie mają
pojęcia o tym co przeszła. Kilka razy miała nawet ochotę opowiedzieć Larrysie,
Natashy, Sylvii i Selenie co się jej przydarzyło. Nat wiedziała już pobieżnie o co chodzi, ale nie domyślała się
nawet tego, że nad Vi się znęcano, że wszystko co spotkało jej rodzinę działo
się właśnie na jej oczach, że zwyrodnialec, który tak bardzo ją zranił,
odbierając jej wszystko co posiadała nadal żyje, a ona nawet nie wie gdzie
jest.
Westchnęła cicho, zmyła trochę
makijaż aby nie rzucał się aż tak w oczy, rozejrzała się jeszcze po łazience;
jej wzrok prześlizgiwał się po srebrnej toalecie, umywalce z kurkami w
kształcie węży, które posiadała również dużych rozmiarów wanna stojąca w
naprzeciw toalety ,na koniec spojrzała jeszcze w zdobione symbolami Slytherina
obramowanie lustra. Poczuła się nie na miejscu. Ten przepych, arogancja
emanująca z niemal każdego pomieszczenia tego „domu”. Osobiście wolałaby
mieszkać gdzieś gdzie nie ma srebra, zieleni ani cholernych węży. Z drugiej
jednak strony będąc w innym domu musiałaby znosić kruka i niebieski, borsuka i
żółty lub gryfa i czerwony więc na jedno wychodziło. Uśmiechnęła się lekko do
swoich myśli po czym opuściła łazienkę, wychodząc z dormitorium dziewczyn i
kierując swoje stopy w stronę przejścia, poczuła jak czyjeś ramię delikatnie
się o nią ociera.
- Cześć, Vivienne. Widzę, że nie
tylko ja miewam złe sny- zatrzymała się i spojrzała na szarookiego blondyna,
który również przystanął.
- Koszmary są dobre, przypominają
nam pewne sprawy, które były dla nas
priorytetem-stwierdziła patrząc w jego podpuchnięte oczy.
-
Jak zawsze nieprzewidywalna odpowiedź. Miałaś rację nie potrafię Cię
całkiem rozgryźć, ale właśnie to mnie przyciąga- powiedział zanurzając się
powoli w pustce jej oczu, pragnąc za wszelką cenę znaleźć w nich cokolwiek co
świadczyłoby o jej uczuciach, na próżno… Kąciki jej ust podniosły się lekko do
góry, ale ten nikły uśmiech nie objął oczu, które nadal były zimne i przesycone
pustką.
- Mówiłam już, że lubię panicza
zaskakiwać- rzuciła po czym ruszyła do przejścia. Gdy opuściła już Pokój Wspólny
i wyszła z nieco chłodnych lochów do Sali wejściowej obejrzała się za siebie.
Chłopaka nigdzie nie było więc nie poszedł za nią, zdziwiło ją to, ale poszła
dalej w końcu musiała zjeść jakieś porządne śniadanie.
Wielka Sala była dosyć opustoszała. Jedynie
przy stole Gryffindoru było więcej osób. Vivienne uśmiechnęła się do Harre’go,
który pomachał do niej. Miała ochotę koło niego usiąść, ale był otoczony przez
niewielką grupkę. Dziewczyna domyśliła się, że to drużyna qudditcha. Usiadła
więc przy stole ślizgonów; nałożyła sobie dość sporą miseczkę owsianki, nalała
do szklanki kawy gdy poczuła, że ktoś koło niej siada, spojrzała w duże,
zielone oczy.
-Harry co tu robisz? – zapytała
cicho.
-Chciałem się przywitać-uśmiechnął
się delikatnie, nie mogła sobie nawet wyobrazić ile kosztowało go coś takiego.
-Od kiedy jesteś taki dzielny?-
zapytała szeroko się uśmiechając. Rzuciła szybkie spojrzenie na stół
Gryffindoru; wszyscy wpatrywali się w nich, szeptali coś do siebie.
- Sam nie wiem Vi, ale chciałem
Cię zapytać czy może… może… chciałabyś może przyjrzeć się naszej grze, może?-
niewielkie rumieńce pojawiły się na policzkach ciemnowłosego.
- Nie wiem czy Twoja drużyna się
na to zgodzi- szepnęła.
-Zgodzili się. Ron oczywiście twierdził,
że jesteś szpiegiem, ale… przekonałem go jakoś i całą resztę też- zdecydowanie
chłopak nie umiał kłamać, ale właśnie była to kolejna cecha, która urzekała
Vivienne.
- Dobrze z miłą chęcią popatrzę
się jak gracie i obiecuję, że nie naskarżę zielonym- uśmiechnęła się szeroko.
Chłopak podniósł się z miejsca.
- Jak zjesz to przyjdź na
stadion, na pewno tam będziemy- powiedział i skierował się do wyjścia razem ze
swoją drużyną, która już na niego czekała.
Niebieskooka zjadła swoje śniadanie, popijając
je mocną, czarną kawą po czym ubrana w sukienkę, bez żadnej kurtki ani sweterka
wyszła z zamku na stadion. Usiadła na trybunach; gryfoni byli już w trakcie
gry. Ronald Weasley pilnował trzech
pętli co oznaczało, że był obrońcą; Ginny Weasley jako ścigająca; reszty
zawodników Vi nie rozpoznała; oczywiście z wyjątkiem Harre’go, który unosił się
nad boiskiem wypatrując złotego znicza- maleńkiej uskrzydlonej piłeczki.
Patrząc na wysiłki Rona aby obronić pętle
przypominała sobie jak to ona była obrońcą i udawało się jej obronić za każdym
razem. Jedyną osobą, która potrafiła strzelić jej bramkę był Ian… wspomnienia
znowu zaczęły oplatać jej umysł.
Dwoje ok. 7-letnich dzieci;
siedzących na dziecięcych miotłach. Białowłosa dziewczynka z roziskrzonymi
jasnoniebieskimi oczyma broniła prowizorycznie zrobionych pętli- trzech
średniej wielkości kółek zawieszonych na drzewie, a ciemnowłosy chłopak
latał po ogrodzie z kaflem próbując ją
zdenerwować.
-Ian!!! Pętle takie nie są!-
fuknęła Vievienne- te są za duże !- chłopczyk zaśmiał się głośno zatrzymując
się naprzeciwko środkowej obręczy.
- Nie umiesz bronić i dlatego
tak mówisz.
-Umiem! – ciemnowłosy zrobił kilka szybkich kółek po czym rzucił
kaflem, który przeleciał przez prawą obręcz.
-Mówiłem, że nie umiesz! Jesteś do niczego.- dziewczynka wylądowała na
ziemi, a z jej dużych oczu zaczęły wylewać się łzy- do tego beksa- burknął
chłopczyk również lądując na ziemi. Podszedł do dziewczynki i przytulił ją- Nie
płacz, to Ci nie pasuje…
-Nie płaczę głupku- szepnęła dziewczynka, a zanim Ian zdążył zareagować
uderzyła go kijkiem od miotły mocno w bok po czym szybko odskoczyła- Należało
Ci się- powiedziała uśmiechając się szeroko i pokazując mu język.
-Jesteś niedobra! Powiem mamie- chłopak zaczął płakać i iść w stronę
domu; Vivienne pobiegła za nim.
-Nie wygłupiaj się. Na mnie poskarżysz?- spojrzała na niego słodko, ale
brat nie zwrócił na to najmniejszej uwagi- Jeżeli nie powiesz mamie to będę Ci
dawać moje desery przez dwa dni!- Ian zatrzymał się i otarł łzy z twarzy patrząc
na nią z politowaniem- Ok, ok… cztery dni? – chłopak znowu zaczął iść.
Białowłosa dogoniła go szybko- Dobra dwa tygodnie!!- zielonooki podszedł do
niej i podał jej dłoń, którą uścisnęła i potrząsnęła nią; zawsze tak sobie cos
obiecywali lub zakładali się. Ian zaśmiał się głośno.
-Głupia! Nabrałem Cię, ale dziękuję za deser- dziewczynka zaniemówiła,
w tej samej chwili duże białe drzwi otworzyły się i stanęła w nich jasnowłosa,
szczupła kobieta. Mogłaby być pięknością gdyby nie blizny szpecące jej twarz.
- Co Wy tam znowu robicie?- zapytała podejrzliwie.
-Nic, mamo- odpowiedziała Vivienne ze słodkim uśmieszkiem.
- To dobrze bo naprawdę nie mam
już na Was siły moje diabełki. Chodźcie przygotowałam Wam dziś pyszny deser;
Twój ulubiony Vi- ciasto czekoladowe z bitą śmietaną- dziewczynka zacisnęła
mocno ząbki- Na co czekacie? Chodźcie- powiedziała kobieta po czym zniknęła za
drzwiami. Rodzeństwo spojrzało na siebie.
- Co teraz? To będzie podejrzane jak nie będziesz chciała ciasta
czekoladowego…
- Powiem po prostu, że mam brata idiotę- warknęła po czym weszła do
domu, a zielonooki za nią.
- Dobra dziś masz wyjątkowy dzień i możesz zjeść deser-szepnął jej do
ucha.
- Mogę jeść deser kiedy będę chciała! Nie ustaliliśmy przecież od kiedy
mają być te dwa tygodnie… Mogą nadejść za 10 lat- chłopczyk popatrzył na nią
swymi zielonymi jak avada oczyma piorunując ja wzrokiem w odpowiedzi Vi
wystawiła tylko język.
Dorosła Vivienne Girardet zaśmiała się cicho, w końcu tak to przeważnie
wyglądało, ale właściwie nigdy żadne z nich nie skarżyło się mamie… może to
przez to, że nie chcieli jej robić problemów czy przykrości. Mimo, że byli
dziećmi to wiedzieli, że mama choruje i nie można jej denerwować, a przecież
bardzo ją kochali. Rozumieli więcej niż inne dzieciaki mimo, że byli całkiem
zamożni.
-Vivienne!- usłyszała głos
Pottera, chłopak szedł w jej stronę –Może miałabyś ochotę trochę z nami pograć?
Mówiłaś, że jesteś dobrym obrońcą, a Ron ma jakieś trudności może udzieliłabyś
mu paru rad? Poćwiczyła z nim?- dziewczyna spojrzała w kierunku rudowłosego,
który siedział na ziemi nachmurzony.
- Nie ma sprawy. Zajmę się nim-
rzuciła z uśmiechem idąc w stronę Weasleya. Harry podał jej jakąś starszą
miotłę.
*
Gra z gryfonami spodobała się Vi. Gdy
poćwiczyła z Ronem, którego chyba jedynym problemem było zbyt szybkie
poddawanie się i kompletna niewiara w swoje siły zaczęła grać z całą drużyną. Podzielili się
na dwa zespoły. Weasley już trochę
podbudowany nie puścił ani jednego gola, ona zresztą też poza tym latanie na
miotle w sukience było bezcenne.
Gdy wszyscy wylądowali już na
ziemi i zaczęli iść w stronę szatni dziewczyna podeszła do zielonookiego.
-Dziękuję Ci Harry. Tego właśnie
było mi trzeba- powiedziała przytulając się do niego gdy wszyscy pozostali
zniknęli już w szatni. Harry objął ją mocno, czując jej zapach; pachniała
zupełnie jak róża, był taki szczęśliwy mogąc ją dotknąć, a co czuła ona?
Bezpieczeństwo i radość. Coraz bardziej przywiązywała się do tego chłopaka
lubiła go przytulać… lubiła jak bawił się jej włosami albo patrzył w jej oczy.
Czuła z nim swojego rodzaju więź.
- Mi było potrzebne właśnie to…-
odparł cicho.
- Co?
-Ty… Twój dotyk- szepnął.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie jeszcze bardziej wtulając się w chłopaka.
Potrzebowała jego bliskości, ciepła.
Stali tak wtuleni na zielonej murawie stadionu; niczym para kochanków,
którą nie byli… Żadne z nich nie zauważyło dwóch par oczu, które im się
przypatrują; tych brązowych, należących do rudowłosej dziewczyny, która
opuściła szatnię aby zobaczyć gdzie jest gryfon i tych stalowoszarych, które
były w posiadaniu blondyna siedzącego z samego tyłu trybun.
**
Taaak…
Myślę, że jest ok. Za niedługo (nie wiem dokładnie w którym rozdziale) będą się
działy całkiem ciekawe rzeczy. Przynajmniej tak myślę, ale oczywiście w
praktyce może wyjść inaczej. SZUKAM BETY.
Biedna Ginny... :c Naprawdę bardzo spodobał mi się ten rozdział ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz kolejny. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny x
Mój Boże, przegapiłam rozdział :C Kurna, teraz też nie bardzo mam czas przeczytać, ale obiecuję sumiennie skomentować oba rozdziały, ósmy i dziewiąty w niedzielę - mam nadzieję, że mi wybaczysz :C
OdpowiedzUsuńTymczasem, chciałabym Cię zaprosić do mnie na http://sigyn-ostergaard.blogspot.com na rozdział 4 - byłoby mi przemiło, gdybyś zechciała zostawić komentarz :)
Pozdrawiam, Freyja :)
Dobra, oba rozdziały nadrobione. Niecierpliwie czekam na konfrontację Vivienne-James. To będzie musiało być szalenie ciekawe. Co więcej, udało Ci się ładnie pokazać Voldemorta, to jest, przynajmniej takiego, jaki mnie przekonuje - wbrew pozorom nie jest tak łatwo zachować jego charakter i opisać go przekonująco. Widzę, że coś się kroi między Vi i Harrym, ale z drugiej strony zazdrosny Draco i Ginny to nie przelewki... Czyżby mieli połączyć siły? To mogłoby być naprawdę prześmieszne :D Osobiście bardziej widzę ją z Draconem i mam nadzieję, że taki też będzie finał, ale spodziewam się wszystkiego :) Postać Harrisona też udaje Ci się ładnie zbudować, brakuje mi tylko jakichś pierwszoosobowych psychodelicznych wstawek z jego punktu widzenia, ale z drugiej strony to jest jak jak zwykłam przedstawiać tego typu postacie, więc to jest po prostu jakieś tam moje wyobrażenie, wiadomo, a nie czepianie się Twojego - bo Twoje naprawdę mi się podoba. Chciałam tylko podkreślić w ten sposób, że takie postacie są bliskie moim tekstom i moim gustom :)
UsuńNo cóż, pozostaje mi czekać z niecierpliwością na nowość, bo widzę, że dzieje się co raz więcej, a skoro mówisz, że już niedługo akcja pójdzie bardzo do przodu... To ja nie mogę się doczekać :D
Pozdrawiam
Freyja
Rozdział bardzo fajny i ahh ten romansik ^^ Podoba mi się też fakt ,że Draco jest zazdrosny o Vi... Bardzo chciałabym wiedzieć jak będzie przebiegało jej spotkanie z Jamsem, może być naprawdę ciekawie. No i oczywiście czekam na dalszy rozwój akcji miedzy Vi a Harrym i Draconem.
OdpowiedzUsuńZe zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział i Pozdrawiam :)