niedziela, 12 stycznia 2014

015 (Nie)znajoma z Nokturnu

7 komentarzy:


 Muzyka Mandragora Scream Dark Lantern w playliście na tymże blogu.
**
- Misja powiodła się.- miałem ochotę powiedzieć, że nie da się tego nie zauważyć, ale do Voldemorta nie można się tak zwracać, a ja już wiele razy przekonałem się o tym.  Przemilczałem więc  jego słowa, pochylając nisko głowę  i patrząc na swoje czarne, idealnie wypastowane buty prosto z Włoch. Ostatnio wziąłem je jakiemuś beznadziejnemu jugolowi w garniturze i z teczuszką. Oczywiście  musiałem się z nim wcześniej nieco pobawić  nożem, bo wolałem nie używać magii. Szczególnie teraz gdy tak bardzo zależy mi na akceptacji Voldemorta- Jestem zaskoczony Twoim posłuszeństwem, sprawnością i zaangażowaniem, a uwierz mi- z jego ust wydobył się dźwięk przypominający syk węża; zawsze zastanawiam się nad tym dlaczego On tak robi i w takich chwilach jak ta dochodzę do wniosku, że jest to robione typowo dla wrażenia, tzw. Pokazówka- rzadko kiedy chwalę moje sługi- jak on mnie do cholery nazwał? A to wszystko dla tej jasnowłosej kurwy. Zacisnąłem mocno powieki próbując się uspokoić- Jednak dość tego. Mam dla Ciebie kolejne zadanie-  oczy same mi się otwarły, ale mogłem przewidzieć, że jedno zadanie wykonane ze skruchą nie wystarczy aby zdradził mi miejsce pobytu młodziutkiej Girardet-  Wiem, że znasz ludzi podobnych do Nas, chcących sprawiedliwości i pozbycia się szlam i innych zakał z Naszego Świata. Potrzebni Nam ludzie tacy jak Ty- spojrzałem mu w oczy; w te cienkie szparki patrzące na mnie podejrzliwie.
- Tak, Panie zajmę się tym.
- Ile czasu potrzebujesz?
-Miesiąc, może trochę więcej-  odpowiedziałem, a widząc jego wyraz twarzy(a raczej tego co z niej pozostało) – Jednak będzie ich wielu, takich jak, a raczej podobnych.- odwrócił się na pięcie i zniknął w ciemności, w komnacie w której jakiś miesiąc temu zlecił mi przekonanie do naszych racji Polskich olbrzymów.
- Masz miesiąc. Czas powoli się kończy, a ja muszę w końcu pozbyć się dzieciaka.
- Tak, Panie. Mogę odejść?
-  Jest jeszcze jedna sprawa. Severus chce zamienić z Tobą słowo. Dlatego poczekasz kilka dni nim wyruszysz,  przenieś się do Anglii i czekaj na niego  ukryty na Nokturnie, w gospodzie „Zapomniana”- jego głos oddalał się coraz bardziej, schyliłam więc głowę jeszcze niżej i opuściłem mroczne pomieszczanie. Voldemort  najwyraźniej lubił kryjówki posiadające swoisty złowrogi klimat, ciemną aurę tajemnicy i czyhającej grozy.
**
 Nie miałem pojęcia co robić do czasu spotkania ze Snapem. Nie wiedziałem czego stary nietoperz może ode mnie chcieć i dlaczego jest to tak ważne, że nie mogę od razu wyruszyć na powierzoną mi misję.  Polecenie oczywiście wykonałem. Przeniosłem się do Anglii i przemierzałem podejrzane uliczki; pełne ukrywających swoją tożsamość wiedźm, okaleczonych czarodziejów i atrakcyjnych prostytutek. Jedyna taka magiczna ulica w Anglii, gdzie handel zakazanymi przedmiotami kwitł coraz bardziej z każdą chwilą, w której Lord Voldemort przybliżał się do władzy.
- Hej, słodziutki- usłyszałem cichy, lekko zachrypnięty głos z prawej strony. Odwróciłem się powoli, a moje oczy natknęły się na bardzo atrakcyjną kobietę; wysoka, szczupła w talii, ale zachowująca przy tym idealne (dla mnie) kobiece kształty;  miała jasnoniebieskie oczy, ładnie zarysowane kontury twarzy, wystające kości policzkowe, długie czarne włosy; sięgające do pasa. Na nogach miała dosyć wysokie, intensywnie czerwone szpilki, których kolor idealnie zgrywał się z kolorem szminki, którą pokryte były jej wydatne usta. Biodra i uda zakryte były delikatnym materiałem; prześwitującej, koronkowej, ciemnoniebieskiej spódniczki, która była na niej ciasno opięta.  Miała na sobie czarną koszulkę, z głębokim dekoltem zawiązywaną na szyi. Spoglądała na niego spod półprzymkniętych powiek, zawijając na palec kosmyk swoich jedwabistych, czarnych jak heban włosów. Patrzyłem w jej niebieskie oczy i wiedziałem, że ją znam, ale w obecnej sytuacji nie potrafiłem jej zidentyfikować, a jest to dziwna sprawa ponieważ  kobieta naprawdę wyróżniała się urodą. Podszedłem powoli w jej stronę, obdarzyła mnie lekkim uśmiechem- Może byłbyś zainteresowany chwilą przyjemności? –  objęła mnie, bawiąc się moim zamkiem od kurtki. Zauważyłem, że jest niezwykle blada, jej usta są wyschnięte, długie paznokcie wcale nie są zadbane, czerwony lakier częściowo zmyty, a oczy zupełnie jakby nie mogły bardziej się otworzyć.  Na nogach miała liczne siniaki nieumiejętnie zakryte; najprawdopodobniej jakimiś zaklęciami. Odwzajemniłem uśmiech, objąłem ją w pasie i schyliłem nieznacznie głowę  aby moja  twarz znalazła się na wysokości jej ucha. Jedną ręką odgarnąłem jej włosy.
- Ja nie płacę za przyjemność, po prostu ją sobie biorę- wyszeptałem, wyczułem lekkie drżenie, ale po chwili zastanowienia uznałem, że musiało to być spowodowane zimnem odczuwanym przez dziwkę bo na jej rękach, dekolcie i nogach zrobiła się gęsia skórka, a jej ciało zaczęło drżeć coraz bardziej, jej dłonie nagle, jak za wypowiedzeniem magicznego zaklęcia opadły bezwładnie, a ja poczułem, że obejmuję, a raczej trzymam szmacianą kukłę.  Kobieta straciła przytomność, a ludzie, którzy zajmowali się swoimi sprawami zaczęli wpatrywać się w nas podejrzliwie. Odwróciłem jej bezwładne ciało i podniosłem ją.  Skierowałem się do gospody „Zapomniana”. Oczywiście, mogłem zostawić ją na bruku i sprawić aby jakiś napalony, obleśny facet zgwałcił ją albo zabił, ale nie zrobiłem tak. Sam nie wiem co mną kieruje, ale wiedziałem, że muszę nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Przyśpieszyłem kroku, ale mijani ludzie nie patrzyli nawet na mnie, najwyraźniej wszystko było im obojętne. Zauważyłem duży, mroczny, drewniany budynek i już wiedziałem, że to dokładnie do tego przybytku powinienem się udać. Przed wejściem do gospody postawiłem dziewczynę na ziemi po czym przewiesiłem ją sobie przez ramię aby móc otworzyć drzwi. Wszedłem do środka; naprzeciwko mnie stało czarne, hebanowe biurko za którym stał mały człowieczek nie przypominający wyglądem ani człowieka ani innego znanego mi stworzenia. Jedno jego oko było  jakieś cztery razy większe od drugiego, powieka nie zamykała się; nie miał brwi, rzęs, nosa, a jego usta rozciągnięte były w groteskowym uśmiechu. Podszedłem do biurka, a stworzenie spojrzało na mnie cały czas uśmiechając się. Usta sprawiły takie wrażenie bo jego policzki były rozcięte niemalże do połowy; sprawiając wrażenie jakby cały czas się uśmiechał. Rozejrzałem się po niewielkim, ciemnym pomieszczenie, w którym jedynym światłem była dopalająca się już świeca znajdująca się na biurku dziwnej istoty.
- Pokój z dwoma oddzielnymi łóżkami- powiedziałem, a stworek spojrzał na mnie i na ciało dziewczyny.
-Martwa czy żywa? –zapytał patrząc mi w oczy.
-Żywa. Zemdlała.
- Harrison James?- zdziwiłem się, że zna moje imię- Zostałem poinformowany, że zjawi się tu Pan dzisiaj- powiedział schylając głowę- Jednak nie dostałem żadnej informacji o dodatkowej osobie- burknął, przerzucając nerwowo kartki zeszytu i próbując znaleźć w nich coś czego być nie mogło- Proszę o wybaczenie P…
- Bo miałem przybyć sam.- uciąłem.
- W takim razie-  powiedział biorąc świecę na metalową podstawkę i chwytając ją w dłoń- Zaprowadzę Pana do odpowiedniego Pokoju- skierował się na drewniane, ciemne- jak całe pomieszczenie- schody i zaczęliśmy iść w górę.
 Zatrzymaliśmy się na najwyższym (3 ) piętrze i poszliśmy w głąb mrocznego korytarza, na którego ścianach znajdowały się makabryczne obrazy przedstawiające skutki czarno magicznych zaklęć albo mistyczne potwory łypiące na nas z obramowań. Na samym końcu korytarza zatrzymaliśmy się pod jedynymi drzwiami na tym piętrze. Człowieczek, którego nie podejrzewałem o znajomość magii wymruczał jakieś niezrozumiałe słowa, a drzwi otwarły się szeroko. Pstryknął palcami, a pomieszczenie rozjaśniło się światłem świec unoszących się delikatnie w powietrzu. Było przestronne; miało dwa, wyglądające na wygodne łóżka, jedno duże okno zza którego można było zobaczyć  zaniedbany, szary, brzydki ogród po którym biegało coś dosyć dużych rozmiarów, ale zanim zdążyłem się dokładnie przyjrzeć znikło mi z oczu. Na środku pokoju znajdował się  drewniany, dębowy stół z dwoma krzesłami , za nim w rogu umieszona była na niewielkiej szafce miednica z wodą. W pomieszczeniu były również  drzwi prowadzące najprawdopodobniej do toalety.
- Tam są drzwi do toalety z łazienką- powiedział gospodarz podążając za moim wzrokiem- jeśli chodzi o posiłki to wystarczy powiedzieć czego Pan sobie życzy, a na stole pojawi się dokładnie to. Jeżeli chce Pan jakiegoś ostrego narzędzia czy innej rzeczy potrzebnej Panu- spojrzał znacząco na dziewczynę, która wisiała bezwładnie na moim ramieniu- również może Pan powiedzieć, a to pojawi się; dotyczy to również ubrań bo zauważyłem, że nie ma Pan ze sobą bagażu, ale o tym także uprzedzono mnie. Na tym piętrze nie ma innych  lokatorów, dodatkowo ściany są magicznie wyciszone więc nic co będzie działo się w tym pokoju nie zostanie usłyszane przez innych lokatorów; po za tym piętro niżej nie ma żadnych pokoi. Jeżeli będzie chciał się Pan czegoś pozbyć – kolejne znaczące spojrzenie na dziewczynę- to niechcianą… rzecz wystarczy wyrzucić przez okno. Gwarantuję, brak żadnych śladów- byłem zaskoczony miejscem w którym się znalazłem. Była to chyba najmroczniejsza gospoda w jakiej do tej pory byłem, dodatkowo znajdowała się w tej – podobno- jakże cywilizowanej Anglii. Nie wierzyłem jak ten przybytek mógł nie zostać zamknięty w końcu aż zionęło tu czarną magią i wszechobecnym złem. Zanim zdążyłem zapytać się o cokolwiek dziwny człowieczek z rozciętymi ustami zniknął , a drzwi zamknęły się za nim cichutko. Położyłem dziewczynę na łóżku, wiedziałem, że ma dużą gorączkę, ale nie byłem pewny jak ją zwalczyć. Głośny trzask sprawił, że wyciągnąłem różdżkę z tylnej kieszeni spodni.
- Przepraszam Pana, ale podobno jest tu chora. Zajmę się nią- zobaczyłem brzydkiego, starego skrzata  z piskliwym głosem, był owinięty brudną przepaską. Uznałem, że to kobieta. Kiwnąłem tylko głową i wszedłem do łazienki. Zrzuciłem z siebie brudne ubranie, odkręciłem ciepłą wodę i poczułem jak woda zmywa ze mnie trud dni, napięcie i obawy. Dokładnie się umyłem, ogoliłem, umyłem zęby. Moje samopoczucie poprawiło się od razu. Teraz nie byłem już podejrzliwy, podobało mi się tu, ale nie wiedziałem dlaczego nigdy wcześniej nie słyszałem o tym miejscu. Na niewielkim stoliczku w łazience znajdującym się obok toalety czekało na mnie czyste ubranie;  czarna szata czarodzieja z czerwonymi wykończeniami  i bielizna; ubrałem się i opuściłem łazienkę. Skrzat zniknął, a dziewczyna leżała przykryta puchową; brązową kołdrą z lekko otwartymi oczyma.
- Te małe obrzydlistwa są jedyne w swoim rodzaju. Znają sztuczki, które umarłego przywróciłyby do życia w kilka chwil- powiedziała cicho po czym oczy zamknęły się jej i zapadła  w głęboki, spokojny sen.
***
  Mi osobiście rozdział się podoba J Nawet bardzo. Mam nadzieję, że opisy stroju itd. Są lepsze niż wcześniej bo to o to mi głównie chodzi w pisaniu tego opowiadania.  Dobrze zapamiętajcie tą dziewczynę.  Jeszcze dzisiaj do bohaterów dojdzie kilku nowych. Muzykę najprawdopodobniej też jakąś jeszcze dodam. Jeśli chodzi o Wasze opowiadania to obecnie nie będę ich czytać. Teraz sesja idzie; jutro już zaliczenie; siedzę w książkach generalnie, ale spokojnie… ja wolę jak mi się nazbiera i potem będę to czytać  więc spokojnie. Odwiedzę Was, ale w swoim czasie. Pozdrawiam

czwartek, 2 stycznia 2014

014 Wyzwalająca Przyjaźń

3 komentarze:


 PERSPEKTYWA VIVIENNE 
 Na świecie całkowicie zapanowała już jesień, wiał zimny wiatr, a na drzewach było coraz mniej liści; deszcz padał systematycznie wpędzając większość uczniów Hogwartu w nieco depresyjny nastrój.
  Gdy byłam mała  często wyobrażałam ją sobie jako piękną młodą kobietę z długimi, prostymi, rudymi włosami, masą piegów na twarzy i szerokim uśmiechem. Kobieta była wysoka i przemierzała świat w zwiewnej sukience zrobionej z żółtych liści i tych koloru rdzy; na głowie miała wianek z kasztanów.   Szła i po drodze zrywała z  drzew liście; niebo płakało zawsze w tym miejscu gdzie aktualnie była bo tak cieszyło się z jej przyjścia, a jednocześnie rozpaczało nad tym, że po niej nadejdzie sroga Królowa Lodu, ale Jesień uspakajała niebiosa cały czas uśmiechając się lub śmiejąc głośno i wyjątkowo szczerze.
Ot, taka dziecięca fantazja, obecnie scharakteryzowałabym ją jako niedołężną babcię podpierającą się na lasce, która przemierza kresy świata aby wszystkim popsuć humor. Tak, wiem to też dziecinna wizja, ale ciekawe jak inni ją sobie wyobrażają i czy w ogóle myślą o tym czasami… Zauważają i roztrząsają  to dlaczego,  liście spadają z drzew czy przechodzą obojętnie? Myślę, że momentami takie właśnie przemyślenia są dobre. Mnie osobiście uspakajają. Wpędzają w melancholijny nastrój dzięki, któremu mogę na spokojnie przemyśleć tak wiele spraw; postawić przed sobą pomniejsze cele, które pomogą w wypełnieniu tego głównego, priorytetowego.
 Ostatnio gdy rozmawiałam z Harrym poruszyłam z nim temat Fleur; okazuje się, że dziewczyna pamięta o mnie i najprawdopodobniej w lecie będzie jej ślub z rudowłosym Billem Weasleyem. Tyle lat przyjaźni, a później zjawił się ten typek i właściwie odebrał mi przyjaciółkę od której i tak oddaliłam się po tym jak byłam więziona przez Harrisona. Stwierdziłam, że  skoro nadal, czasami o mnie myśli to może warto byłoby ją zaangażować w pomoc, w końcu sama nie poradzę sobie. Jeśli dalej tak pójdzie to nigdy gnojka nie odnajdę. W czasie dzisiejszego trzygodzinnego okienka między zaklęciami, a opieką nad magicznymi stworzeniami napisałam i wysłałam list do Delaceour o tym aby zrobiła co może aby dowiedzieć się gdzie on przebywa. Tak, ona znała tą historię… właściwie była jedyną osobą, która poznała wszystkie jej szczegóły. Natasha również ją poznała, ale zbyt bolesne było przypominanie sobie tego wszystkiego co zaszło więc ograniczyłam mój opis  do minimum. Ruda obiecała, że mi pomoże, ale szczerze wątpię aby czegokolwiek się dowiedziała; w końcu nie sądzę aby Potwór przebywał w Rosji. Zastanawiam się kiedy przyjdzie odpowiedź; jutro, pojutrze, a może w poniedziałek, środę czy za tydzień w czwartek? Siedzę teraz w Pokoju Wspólnym z dziwnie smutną Larrysą i zamyśloną Natashą- Selena i Sylvia mają astronomię. W PW jest niewiele osób; w kącie Sali siedzi Parkinson szepcząc coś zawzięcie do jakiś dziewczyn z czwartego roku, które co chwila zerkają w Naszą stronę, próbuję wyczytać coś z ich twarzy, ale nie widzę jak na razie żadnych widocznych emocji; właściwie i tak mnie to nie interesuje; Pansy Parkinson od początku czuje do mnie niechęć, a ja wiem, że chodzi o Panicza, który nie interesuje się nią w najmniejszym stopniu. Uważam, że dziewczyna jest bardzo ładna, ale za często robi mopsowatą minę i jest stanowczo zbyt złośliwa i natarczywa.  Pewnie dlatego nie odpowiada Draconowi, ale to też nie bardzo zajmuje moje myśli… Patrzę na Laryssę w szkolnej szacie i na jej zatroskany wyraz twarzy; chcę zapytać, ale nie wiem czy powinnam… Niektórymi problemami ludzie nie lubią dzielić się z innymi  tak wynika z moich autopsji, ale z drugiej strony to moja przyjaciółka. Zwykle to Natasha zadaje pytania i żąda odpowiedzi, ale dzisiaj wydaje się odcięta od świata rzeczywistego.
-Larysso- usłyszałam swój cichy głos, spojrzałam na nią- Czy coś nie tak?- dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem po czym uśmiechnęła się lekko.
- Tak, myślę, że wszystko w porządku- odrzekła. Jestem pewna, że minęła się z prawdą, ale rozumiem, nie chce o tym rozmawiać.
- Kłamiesz. – Natasha odezwała się tak nagle, że przez chwilę myślałam, że to ja wypowiedziałam to słowo- Uwierz, że jeżeli Viv zapytała Cię czy wszystko OK to musisz wyglądać naprawdę bardzo przygnębiająco, ale czekałam aż w końcu powiesz, przyznasz się co Cię gryzie, w końcu przyjaźnimy się…
- To nie tak Nat…
- A jak? Czyżby znowu chodziło o Nathaniela?
- Tak i nie.- odparła zdawkowo brązowowłosa, poprawiając niesforny kosmyk, który opadł jej na twarz.
- Teraz to mnie już naprawdę zainteresowałaś… Opowiadaj o co chodzi- Parkinson i dziewczyny z którymi prowadziła ożywioną rozmowę wybuchły śmiechem, patrząc się na nas. Zaskoczyło mnie to… czyżby wiedziały co się stało z Lar? Nicolson spojrzała szybko na mopsowatą i jej niewielkie stadko.
- Chodźmy do dormitorium to Wam opowiem- mruknęła cicho, niechętnie podnosząc się z wygodnej kanapy. Ja i Nat również wstałyśmy i podążyłyśmy za nią. Parkinson zmierzyła Larrysę z pogardą.
- Na co się gapisz Mopsie?- warknęła Ruda.
- Na dziewczynę, która obraża Dom Salazara Slytherina- odrzekła z paskudnym uśmiechem na ustach Pansy. Zaczęłam wyczuwać kłopoty i miałam nadzieję, że zakochana do nieprzytomności w Malfoyu dziewczyna nie ma pojęcia o sprawie, o której właśnie w tej chwili myślałam… sprawie dotyczącej pewnego rudowłosego Gryfona i  ciemnowłosej brunetki.
- Czym niby go obraża? Przecież nie ma takiej twarzy jak Twoja…- mimowolnie zaśmiałam się. Tyszkowa zawsze potrafiła komuś dogryźć, była mistrzynią tzw. Ciętej riposty. Parkinson skrzywiła się z niesmakiem, ale po chwili ja jej ustach znowu pojawił się podejrzany uśmieszek.
- Larryso… widzę, że nie podzieliłaś ze swoimi przyjaciółeczkami nowinkami z Twoich miłosnych podbojów… nie dziwię się, też bym się wstydziła gdybym spotykała się z …
- Dziewczyny chodźcie- przerwała jej Lar- a Ty  Pans zamknij się i zajmij własnymi sprawami. Sama potrafię mówić i na pewno się nie wstydzę- odwróciła się i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów; szybko poszłyśmy za nią. Natasha patrzyła na mnie z wręcz „krzyczącym” pytaniem „ Co jest grane do jasnej cholery!?” wymalowanym na twarzy, ale ja tylko wzruszyłam ramionami. Wpadłyśmy do Naszego pokoju po czym usiadłyśmy w trójkę na moim łóżku. W pokoju panował wyjątkowy chaos- walające się wszędzie ubrania; wszelakiego rodzaju; ba, gdzieś wśród tych rzeczy leżała nawet jasnoniebieska męska koszula…tylko co ona tu robiła. Tego nie wiedziałam i nawet wiedzieć nie chciałam. Cały ten bałagan  był pewnie przez to, że teraz każda z Nas miała na głowie mnóstwo swoich spraw; jak nauka, nauka, nauka, zadania, randki, obmyślanie różnorakich planów i wymyślanie sytuacji, które nigdy się nie zdarzą jak również (z tego co zauważyłam) sprowadzanie facetów do wspólnego pokoju lub… kolekcjonowanie męskich koszul; sama nie wiedziałam, która opcja bardziej by mnie zdziwiła.
- Muszę się Wam do czegoś przyznać- bąknęła niepewnie Laryssa- prawda jest taka, że już od dawna chciałam Wam o tym powiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Bałam się Waszej reakcji- w tym momencie spojrzała z obawą na Natashę- tego co sobie o mnie pomyślicie…
- Mówże, bo nie wytrzymam tego napięcia, Mała! – powiedziała Tyszkowa patrząc z nadzieją na dziewczynę.
-Mała?  Chyba masz dziś całkiem dobry humor- Nat skarciła Lar wzrokiem, ta zarumieniła się (!) lekko- Ok… spotykam się z kimś…- usta Natashy otwarły się lekko, a ja…? Ja wiedziałam już o kogo chodzi- z kimś z innego domu… z Gryffindoru.
- Ojej… co Was tak do nich ciągnie…? Na pewno nie jest gorszy niż Chłopiec-Który- Przeżył- Larrysa zaczerwieniła się jeszcze bardziej gdy usłyszała słowa przyjaciółki- Nie no jakby to był Weasley to by dopiero było- Lar skamieniała, spojrzałam na Tyszkową z karcącym wyrazem twarzy, a ona wytrzeszczyła na mnie oczy- …Weasley?
-Tak- odparła cicho Laryssa i spuściła wzrok żeby zaraz podnieść głowę i spojrzeć wyzywająco w oczy rudowłosej-  Jest dowcipny, miły i wie co to dobre zachowanie. Nie wstydzę się tego, że się z nim spotykam. Bardziej przeszkadza mi to, że bez przerwy porównuję go z Nathanielem…- jęknęła, a my o prostu objęłyśmy ją delikatnie.
- Zawsze tak jest po związku, w którym mocno się kogoś kochało, a Ty czułaś do niego ogromne uczucie z tego co słyszałam i zauważyłam- powiedziałam, gładząc ją po włosach- Chciałabyś z nim znowu być?
- Nie. Za bardzo mnie zranił, ale nadal coś mnie do niego przyciąga… Co wieczór gdy zamykam oczy widzę jego twarz- tak! Wiem, że to sentymentalne i głupie, ale to prawda… a Ron… jest dla mnie kimś wyjątkowym. Tylko… Irytuje mnie to, że spotykamy się w tajemnicy.
- Więc pieprz to. Pieprz całą  tajemnicę! Jeżeli pragniesz z nim być to życzę Wam powodzenia z całego serca, wiem co to nieszczęśliwa miłość… aa właśnie… kochasz go?- Nat spojrzała na Laryssę,a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, ledwo dostrzegalny.
- Myślę, że powoli się w nim zakochuję, ale stopniowo… Boję się zaufać ponownie komukolwiek.
-Rozumiemy Cię kochanie- stwierdziła Ruda- cieszę się, że nam to powiedziałaś, ale następnym razem informuj nas o takich sprawach wcześniej. Przyjaciółki powinny mówić sobie o wszystkim.- Poczułam wyrzuty sumienia… Miałam ochotę zrzucić z siebie ten cholerny ciężar już do końca, w końcu Laryssa była podobnie jak Natasha wyjątkową osobą dla mnie… Po za tym jest z Anglii, a teraz kiedy już wiem czego pragnę i co jest moim celem muszę zrobić wszystko aby dopiąć swego. Muszę być szczera z osobami dla mnie najbliższymi.
- A ja zdradzę Wam w końcu mój sekret, opowiem wszystko po kolei… - powiedziałam na głos, łapiąc je za dłonie i delikatnie je ściskając. Podróż to przeszłości w celu polepszenia teraźniejszości, a przede wszystkim przyszłości; czas zacząć.
**
 Spróbowałam z perspektywy Vivienne… nie wiem czy dobrze mi to wyszło. Generalnie taki ten rozdział trochę dziwny, ale to przez to, że pisałam go trochę na siłę. Teraz nie mam w ogóle czasu na nic. Oczywiście mam nadzieję, że wena nadejdzie, bo chciałabym aby kolejny rozdział pojawił się NIE po miesiącu i aby był lepszy niż ten.  Cóż… zobaczymy. Trzymajcie kciuki J 15 mam egzamin zawodowy praktyczny (poprawa) z asystenta os. Niepeł. A 13 generalnie pierwszy kolos..za niedługo kolejna sesja, za to też możecie je trzymać J Pozdrawiam i mam nadzieję, że święta i  przywitanie nowego roku było udane.