Brązowowłosy mężczyzna spoglądał
z zamyśleniem na otaczający go las. Powoli zaczynało się już ściemniać, drzewa
rzucały wydłużone, posępne cienie. Słońce
zachodziło ostrzegając przed zbliżającą się nocą. Las ten był wyjątkowy
i to nie dlatego, że był jakiś szczególnie interesujący z powodu rodzajów
drzew, których było tu dość sporo czy interesującej flory jak mchy, porosty,
grzyby rosnące pod strzelistymi sosnami. Las ten był specyficzny bo nie było w
nim słychać żadnych dźwięków; świergotu ptaków, łamanych gałązek, wycia wilków,
nawoływania się podróżnych, a nawet cykania świerszczy, nawet wiatr nie gwizdał
pomiędzy drzewami. Harrison, Nott i
Lestrange pod dwoma dosyć dużymi dębami.
- Harrison co robimy? Nie możemy
spędzić tu nocy- burknął Nott.
- Dzisiaj już na pewno ich nie
znajdziemy, nie ma takiej szansy więc nie narzekaj tylko rozkładaj manatki.
Rozpalimy ogień, zjemy coś i napijemy się ognistej Ogdena żeby trochę rozgrzać
się od środka.
- Od kiedy to Ty wydajesz
polecenia?- zapytał unosząc lekko brew Lestrange.
- Myślicie, że chciałem tu z Wami
wyruszyć? Czarny Pan tak rozkazał. Osobiście myślę, że załatwił bym to lepiej
bez dwóch narzekających na wszystko panienek. Już dawno znalazłbym olbrzymy
gdyby nie Wasza zwłoka- odpowiedział James uśmiechając się pogardliwie. –Accio
opał- warknął, a jego stronę poszybowały kawałki drewna, gałęzie- wingardium
lewiosa- opał szybował delikatnie nad ziemią; mężczyzna skierował go w miejsce
nieco oddalone od dębów- finie- drewna opadły na kupkę.
- Przestań się nas w kółko
czepiać. My dłużej służymy Czarnemu Panu niż Ty. Nam ufa bardziej- rzucił Nott
rozpakowując prowiant z niewielkiego plecaka, na który rzucone było zaklęcie
powiększenia( mieściło się w nim dużo więcej rzeczy niż normalnie). James
zaśmiał się chrapliwie.
- Wam…ufa…bardziej? Proszę Was
nie żartujcie w taki sposób.
-Harrison przestań w końcu uważać
się za pępek świata- powiedział cicho Nott, patrząc w wyblakłe, zielone oczy
mężczyzny.
- Słuchaj mnie gnojku- James
zbliżył się do mężczyzny tak, że teraz ich twarze dzieliło już tylko kilka
centymetrów, Lestrange uniósł różdżkę niepewnie patrząc na dwójkę mężczyzn-
Robiłem takie rzeczy w życiu o których ty nawet nie śniłeś. Zawsze sam byłem
dla siebie Panem albo wydawałem polecenia innym. Nie jestem już gówniarzem, a
niektóre przyzwyczajenia ciężko jest zmienić. Im szybciej wypełnię misje, które
ma dla mnie Lord tym szybciej zbliżę się
do jednego z moich przyzwyczajeń. Rozumiesz? Więc zamknij mordę i rób co Ci
mówię- uśmiechnął się kpiąco po czym odwrócił się w stronę ściany drzew
naprzeciwko.-Wy tu wszystko przygotujcie do spędzenia nocy, a ja pójdę się
rozglądnąć póki jeszcze coś widać- powiedział po czym ruszył w gęstwinę drzew
powoli się w niej zanurzając.
Cholerni głupcy, że też z takimi
osobnikami musiał wyruszyć na tą misję. Ledwo co a straciłby panowanie nad sobą
i splunął by w twarz temu idiocie Nottowi. Za kogo on się u diabła uważa? Za
jakieś super sługę Czarnego Pana? Nie no chyba nie. To nieudacznik, tak jak ten
Lestrange. James nie miał pojęcia dlaczego Bellatriks wyszła za takiego
mężczyznę wszak była kobietą z klasą, pełną energii i tego cudownego
okrucieństwa. Miała większe jaja niż jej małżonek. Czarny Pan chyba to ją
szanował najbardziej, a ona fanatycznie wręcz go kochała. Najprawdopodobniej
całe życie dążyła do tego aby być jego najwierniejszym sługą. Zdaniem Harrisona
ona nie była sługą była wspólnikiem w zmowie okrutników. Teraz on- Harrison- do
nich dołączył aby tylko on… ani nie był niewolnikiem ani wspólnikiem. Sam nie
wiedział jaką rolę tu pełni… może tą od bardzo brudnej roboty aby psychika sług
Lorda nie została zbytnio nadszarpnięta. Jeżeli więc myśleć tym tokiem
rozumowania to był czymś gorszym niż sługa, był idiotą, ale miał cel. Na końcu
tej upodlonej ścieżki( właściwie wcale nie była taka zła w końcu lubił to co
robił) czekała na niego szczupła, białowłosa, młoda kobieta z pełnymi ustami,
dużymi oczyma, ponętnym ciałem i tym cudownym głosem, który brzmiał najlepiej
gdy błagała o litość dla brata. James poczuł ciepło „rozlewające” się w jego
kroczu. Przystanął. Nie mógł się już doczekać spotkania z dziewczyną. Nie
potrafił sobie już nawet wyobrazić co jej zrobi gdy znowu będzie w jego mocy.
Tym razem nie pozwoli jej uciec… już nigdy jej nie wypuści ze swoich rąk.
Chyba, że… znudzi mu się, ale wtedy po prostu ją zabije jednak będzie to pewien
rodzaj bólu wewnętrznego w końcu to taka cenna rzecz.
Las w dalszym ciągu wydawał się opustoszały.
Mężczyzna rozglądał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu życia. Brak
zwierząt miał też dobre strony. To oznaczało, że gdzieś tu blisko musiały być
olbrzymy to dlatego nie było zwierzyny. Uciekła w popłochu zrozumiawszy co za
potwory zamieszkują to miejsce. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojego
długiego, czarnego, skórzanego płaszcza piersiówkę, w której znajdował się
trunek Ogdena po czym pociągnął z niej spory łyk. Poczuł przyjemne ciepło
rozlewające się po jego ciele, kolejny spory łyk otrzeźwił jego myślenie,
uśmiechnął się do siebie i swoich myśli, planów, wyobrażeń. Zakręcił buteleczkę
i schował ją do kieszeni. Smak whisky przywołał wspomnienia.
- Pauline,
może napijemy się ognistej? – brązowowłosy, przystojny mężczyzna uśmiechnął się
szeroko do swojej pięknej, jasnowłosej towarzyszki. Znajdowali się w dużym,
ładnym pokoju oświetlonym nikłym światłem świec rozłożonych na podłodze.
Sprzętów było tu mało. Centralny punkt stanowiło ogromnych rozmiarów drewniane
łóżko z baldachimem z krwiście czerwoną pościelą, płatki róż były rozsypane po
podłodze, kilku meblach, które stały przy ścianie ( drewnianej komodzie i niewielkim stoliku na
którym stał wazon wypełniony czarnymi różami). Mężczyzna i kobieta siedzieli na
podłodze, na miękkich czarnych poduszkach,plecami opierali się o łóżko; przed
nimi rozłożony był biały obrus, na którym stało kila świec pachnących lawendą,
dwa- już puste-talerze oraz butelka ognistej whisky Ogdena i dwie niewielkie
szklaneczki.
- Nie wiem czy to dobry pomysł- powiedziała ze śmiechem dziewczyna-
Dzisiaj już chyba za dużo wypiłam-policzki kobiety były zaróżowione, a jej oczy
świeciły się nienaturalnie w blasku świec.
- Przecież wypiłaś tylko kilka tych miniaturowych szklaneczek. Daj
spokój…- mężczyzna nalał do szklanek sporą ilość ognistego trunku.
- James, a powiedz mi… dlaczego tak często zmieniasz mieszkania?-
zapytała rozglądając się po pokoju; patrząc na jasnobrązową podłogę z
prawdziwego drzewa, bordowe ściany, dwa duże okna znajdujące się z prawej
strony łóżka i na ogromne lustro stojące tak aby osoba będąca na łóżku mogła
się dokładnie widzieć.
- Mówiłem Ci już to setki razy. Lubię nowe miejsca- powiedział z
uśmiechem wypijając łyk ognistej i uśmiechając się delikatnie do dziewczyny.
- Nie chciałbyś zamieszkać gdzieś na stałe? Ustatkować się?
- Jestem ustatkowany. Mam Ciebie.
- Nie jestem Twoją żoną, James.
- Kiedyś będziesz- kobieta pokręciła przecząco głową wypijając spory
łyk ze swojej niewielkiej szklanki.
- Nie wiem czy będę chciała prowadzić taki tryb życia jak Ty. Częste
przeprowadzki, dużo alkoholu, w dodatku nadal nie wiem czy mogę Ci ufać-
brązowowłosy musnął ustami jej szyję.
-Pauline przestań. Cieszmy się tą chwilą, która trwa…
- Zawsze mówisz to samo „Pauline cieszmy się chwilą” …- burknęła
odsuwając się od chłopaka, w jego oczach pojawił się dziwny błysk, ale ona nie
zauważyła tego.
- Kochanie czy naprawdę musimy się kłócić? To taki specjalny wieczór…
- Jedyne co jest w nim specjalne to to, że znalazłeś trochę czasu aby
się ze mną spotkać…
-Zamknij się.
-Słucham?- Pauline spojrzała ze zdziwieniem na swojego partnera. On
uśmiechnął się tylko nieznacznie.
-Powiedziałem żebyś wreszcie się uciszyła- odparł zbliżając swoją twarz
do jej twarzy. Pocałował ją namiętnie, ale ona nie odwzajemniła pocałunku tak
jak on tego pragnął więc przygryzł lekko jej wargę. Kobieta odsunęła się od
niego.
- Jak mogłeś powiedzieć do mnie „zamknij się”? Myślałam, że Ci na mnie
zależy- Harrison z trudem powstrzymywał się od wybuchu złości, a tym samym
agresji.
-Przepraszam, kochanie. Wiesz jaki impulsywny czasami jestem. Niedawno
wróciłem z Londynu z banku… mam bardzo wiele spraw na głowie. Przepraszam-
kąciki ust Verges uniosły się lekko, spojrzała na Jamesa, swoimi
jasnoniebieskimi oczyma.
- To ja przepraszam. Wiem ile Cię kosztuje przygotowanie wszystkiego na
moje przyjście czy wybranie jakiś ciekawych miejsc w które możesz mnie zabrać o
wycieczkach kilkudniowych już nie wspominając, a ja jeszcze narzekam. Jestem
okropna wiem. Kocham Cię James., tak bardzo Cię kocham…- oparła głowę na jego
ramieniu mrucząc mu do ucha niczym zadowolony kot.
- Przyjmijmy, że to była wina
nas obojga, a teraz spędźmy wieczór w przyjemniejszy sposób. Stęskniłem się za
Tobą…- powiedział cicho podnosząc jej głową na wysokość swojej i zaczynając
obsypywać ją pocałunkami, po szyi, dekolcie, policzkach, nosie i w końcu
ustach. Zaczęli całować się namiętnie, biała koszula Pauline z maleńkimi
czarnymi guziczkami opadła na ziemię odsłaniając kształtny biust.
Ognista kojarzyła mu się
niemalże zawsze z nią z ich wieczorami spędzanymi razem w upojeniu alkoholowym,
a później niezapomnianych nocy. Oczywiście nigdy nie porzucił gwałtów… ale
tylko dla Pauline był delikatny i tylko jej tak naprawdę nie krzywdził bo
pragnęła go w podobnym stopniu jak on jej; tyle tylko, że tak naprawdę ona
chciała człowieka, którym on nigdy nie był. Pracownika banku Gringotta, miłego,
przeważnie zachowującego się stosownie młodego mężczyzny, który często
wyjeżdżał w interesach i nie lubił zbyt długo mieszkać w jednym domu czy
mieszkaniu. Powód zmieniania miejsca zamieszkania? Właściciele przeważnie
wracali albo zwłoki zostawały znalezione przez mugolską policję. Oczywiście
James zawsze zabijał swoje ofiary tak jak robią to mugole; dusił, ciął nożem,
topił, roztrzaskiwał głowę, ale i tak nie mógł sobie pozwolić na zbyt duży
rozgłos bo magiczny świat mógł w każdej chwili zainteresować się tym, że
morderca jest nieuchwytny.
Dobrze jest mieć wspomnienia; tym bardziej, że
świat z roku na rok staje się coraz bardziej popieprzony, a ludzie
bezuczuciowi.
Krzywy uśmiech zagościł na twarzy Harrisona;
jego zimny śmiech rozbrzmiał w pustym, cichym lesie niczym apel szaleńca.
**
Ok, ok. To taki rozdział w całości poświęcony
naszej Mrocznej Postaci. Myślę, że wspominki z jego życia to dobre wyjście.
Najlepiej dowiedzieć się jak najwięcej.
Szczerze Wam powiem, że teraz musze pisać na
bieżąco bo rozdziały napisane jeszcze w czasie wakacji już dawno mi się
skończyły. Może zdarzyć się późniejsze dodawanie notek…za co z góry
przepraszam. Oczywiście będę bardzo się starać aby nadążyć bo sama jestem
ciekawa jak to się rozwinie( przeważnie wszystko samo się pisze). Pozdrawiam i
dziękuję czytającym i komentującym jak i sporej części z Was, która nie
komentuje bo nie chce lub nie komentuje bo nie ma czasu( co jestem w stanie w
małym stopniu zrozumieć bo jestem w podobnej sytuacji).
Bardzo fajny rozdzial. Faktycznie, wspomnienia Harisona są moim zdaniem świetnym pomysłem. Można choć trochę przybliżyć sobie rozdział. Jeśli chodzi o pisanie na bieżąco i kończenie się przygotowanych wcześniej rozdziałów - wiem coś o tym. No nic, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSzerze przyznam, że nie pamietam czy to pisalam ale zapraszam do mnie na VI rozdział
http://nic-nie-jest-takie-jakie-sie-wydaje.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Tak się kończy pisanie o tej godzinie. Przepraszam za tak straszny błąd. Chciałam powiedzieć : Można choć trochę przybliżyć sobie postać :)
UsuńBrr... James mnie przeraża. Biedna Vi, ja na pewno nie byłabym tak silna i bym sobie coś zrobiła. Swoją drogą Viv jest strasznie interesującą postacią. Na prawdę udało Ci się stworzenie jej, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybko, bo już się doczekać nie mogę :)
http://mademoiselle-cassie.blogspot.com/
OCH DAAAAAMN, NOWY ROZDZIAŁ, A JA DOPIERO TERAZ ZAUWAŻYŁAM ;_; Wybacz, poczytam jutro, bo dziś już padam, tylko rozsyłam spam i idę spać:
OdpowiedzUsuńJeśli masz czas (i chęci), to zapraszam na mój drugi blog: http://lancuch-czasow.blogspot.com - właśnie opublikowałam prolog, jest to fanfiction do serii gier The Elder Scrolls, ale z uwagi na to, że wiem, że nikt fandomu nie zna, pisze w taki sposób, by każdy zrozumiał o co chodzi, także możesz to potraktować jako zwykłą fantastykę, bo będę wszystko objaśniać tak czy inaczej, a i kanon pewnie nie raz bezlitośnie rozdepczę. Jeśli masz ochotę, to zapraszam, wiesz, że opinie dobrze robią na wenę :D
I obiecuję komentarz jutro, a najpóźniej w poniedziałek - wiesz, że pod tym względem jestem sumienna :)
Dobra, obiecałam, to jestem. Rozdział bardzo mi się podobał. Cieszę się, że przybliżasz nam postać Harrisona, bo raz - tak jak sama powiedziałaś, dobrze jest wiedzieć jak najwięcej, a dwa - lubię takie brutalne wątki, ale to już kiedyś Ci mówiłam. Było trochę błędów interpunkcyjnych, ale powiem Ci, że nie wiem, czy znalazłaś betę, czy sama robisz taki postęp, ale błędów jest o wiele mniej niż w pierwszych rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi biednej Pauline, kiedy już wiem, co się z nią stanie w przyszłości :<
Bardzo mi się podoba postać Jamesa - mówiłam już, że dobrze zbudowałaś postać o tego rodzaju zaburzeniach psychicznych i teraz jest to dobrze widoczne. Jedno jest pewne - przedstawiłaś go na tyle naturalnie i przekonująco, że naprawdę czuję niepokój, czytając o nim. A to się chwali.
Nie ma o czym za bardzo pisać tym razem - było dobrze i interesująco od deski do deski, tyle :)
Mam nadzieję, że uda Ci się pisać w miarę regularnie, ale sama wiem, że nieraz bywa z tym duży kłopot - teraz to już w ogóle coś o tym wiem, kiedy prowadzę dwa blogi. Dobrze, że z Sigyn jestem dwanaście rozdziałów do przodu :)
Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam serdecznie!
Freyja
Hej :) jejku tyle czasu nie odwiedzałam tego bloga.. aż szkoda :( Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :) Postaram się nadrobić wszystko w jak najszybszym czasie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń