Na jednej z dzikich hiszpańskich plaż nad którą niebo było wręcz
bajkowe; różowawe chmurki delikatnie „rozmazane” po niebieskim niebie, słońce powoli zanurzające się w falującym
morzu. Dzień dobiega końca… Kolejny pracowity dzień Jamesa Harrisona pełen
krzyków, błagań, śmiechu, płaczu, a przede wszystkim cierpienia ofiar i
zadowolenia kata. Brązowowłosy mężczyzna przeczesał palcami swoje długie,
lśniące włosy wpatrując się w zachód słońca na dzikiej, hiszpańskiej plaży.
Denerwowało go to, że był tak daleko wysyłany w końcu miał misję; znaleźć tą
cholerną małą ladacznicę i porządnie ją ukarać za to, że uciekła; co prawda o
to właśnie chodziło, to dlatego nie zamknął tych cholernych drzwi, wiedział, że
nie da rady za daleko wypełznąć, a tak bardzo chciał się z nią zabawić w
chowanego, ale nie miał pojęcia, że Czarny Pan będzie coś od niego chciał, a
niestety mimo, że próbował się mu postawić- tak, miał na tyle odwagi- to tylko
na tym ucierpiał; gdy wrócił dwa dni później po dziewczynie nie było śladu;
sprawdzał jaskinie, ale były w nich tylko wilki, nic więcej. Wpadł wtedy w
furię, był nawet w tej cholernej Francji sprawdzając wszystkie miejsca, które
kiedyś odwiedzała, ale nie odnalazł jej…
Do tej pory nie wiedział gdzie ona może być. Myślał o cholernym
Durmstrangu, ale z tego co zdążył się dowiedzieć nie było jej tam. Mała
czarownica wiedziała jak stać się niewidzialną. Obecnie zaniedbał trochę jej
poszukiwania bo Czarny Pan bez przerwy dawał mu coraz to nowe zadania, ale jemu
nie sprawiało to już takiej przyjemności jak kiedyś. Cały czas myślał o niej; o
jej białej, delikatnej skórze, pełnych ustach i tych zjawiskowych oczach; o jej
błaganiach aby znęcał się nad nią, a nie nad jej bratem, a potem krzyku bólu…
Poczuł narastające podniecenie, oblizał swoje duże, mięsiste usta. Oj tak,
nauczyłby ją dobrych manier i szacunku do starszych. Cholerna małolata
zawładnęła jego ciałem i myślami, nie mógł znieść tego, że nie ma jej blisko
niego. Rozmawiał już o tym nawet z Lordem Voldemortem, który obiecał, że
spróbuje mu pomóc teraz mieli PODOBNO ważniejsze sprawy jak wejście do tej
głupiej szkoły w Wielkiej Brytanii; Hogwartu czy jakoś tak i zamordowaniu jak
największej ilości czarodziejów. Harrisonowi ta myśl nie bardzo się podobała bo
wydawało mu się, że dopiero po tym zabiegu Czarny Pan naprawdę zainteresuje się
jego sprawą, ale nie mógł już nic powiedzieć; to nie on rządził; co również nie
bardzo mu się podobało. Zawsze działał sam; może czasami pomagało mu kilku
starych kumpli, ale nikt nigdy mu nie rozkazywał- to on był od wydawania
rozkazów. Teraz wszystko diametralnie się zmieniło, nie podobało mu się to ani
odrobinę, czuł się stłamszony, a tego uczucia nienawidził… dlatego właśnie
zamordował swoich rodzicieli… wyznaczali mu za wiele granic i w końcu cos w nim
pękło, chciał być wolny i w końcu zacząć się realizować. Zabił ich, ciała
zakopał w lesie niedaleko domu, spakował się i uciekł w świat, porzucając
szkołę i zrywając wszelkie kontakty. Miał wtedy 15 lat był spragniony nowych
wrażeń i emocjonującego życia, jeździł po świecie wtapiając się w świat mugoli
aby nikt go nie znalazł; pieniądze zdobywał mordując i kradnąc; mieszkał w
różnych dziwnych, cuchnących miejscach, sypiał z dziwkami, a potem przeważnie je
zabijał. Raz nawet się zakochał, gdy miał jakieś 20 lat w cudownej, zjawiskowej
kobiecie, Pauline Verges, poznał ją pewnej sierpniowej nocy na ulicach Paryża,a
właściwie obronił przed jakimiś oprychami,
później zaprosił na drinka i odprowadził do domu; spotykali się jeszcze wielokrotnie, brał ją w
różne urocze miejsca, na romantyczne wycieczki po korytarzach Luwru czy pikniki
na obrzeżach Francji przez równy rok byli nawet parą- oczywiście ona nie miała
pojęcia jak zdobywa pieniądze i co robi w wolnych chwilach, mówił jej, że musi
często wyjeżdżać ponieważ pracuje w Banku Gringotta w Londynie, a nie chce się
tam przenieść ponieważ kocha Francję.
Wyznawali sobie miłość i
obdarzali się pocałunkami, sypiali ze sobą, musiał się hamować aby nie być zbyt
brutalny- ona tego nie lubiła, później zaczęły się kłótnie, nieporozumienia. Na
światło dzienne powoli zaczął wychodzić jego prawdziwy charakter.W rocznicę
związku oświadczył się jej na wyspie Ren,
ale ta odrzuciła zaręczyny więc
zgwałcił ją i pociął jej twarz przy pomocy czarnoksięskich zaklęć aby już nigdy
nikomu się nie spodobała nie miał serca pozbawić jej życia chciał aby żyła bez
miłości, bez drugiej osoby zupełnie jak on. Zostawił ją krwawiącą na tej
cholernej wyspie, której z całego serca nienawidził. Nie interesował się już
później jej życiem, nie miał pojęcia, że bardzo szybko znalazła jakiegoś
idiotę, który nie zwracał uwagi na jej okaleczoną twarz i urodziła dwójkę
zdrowych dzieci; bliźnięta; Vivienne i Iana. Cholernie mu się to nie spodobało,
ale ignorował ten fakt żyjąc własnym życiem. Wszystko zmieniło się gdy pewnego
ciepłego wiosennego dnia zobaczył na ulicy Vivienne… od razu mu się spodobała;
była taka inna niż wszystkie; wyjątkowa; jej cera, twarz, nos, biust, nogi…
wszystko było takie … inne. Do tej pory nie umiał sprecyzować co właściwie w
tym kontekście znaczyło słowo „inne”, ale tak właśnie było… a później zaczęło
się obmyślanie planu, śledzenie i zdobywanie informacji aby odpowiednio się nią
zająć, wykraść spod opieki rodziców. W planie była tylko ona jednak aby Pauline
bardziej zabolało zabrał również jej brata bliźniaka. Uroczego chłopca o
zielonych oczach… On też kiedyś takie miał; zielone i żywe..teraz były wyblakłe
pozbawione życia, tak jakby znudzone. Zamordował ojca dzieciaków, a jej męża na
ich oczach, poobcinał mu palce u rąk i
uszy. Patrzył z lubością jak się wykrwawia by w tym czasie zabawić się z
Pauline aby przypomnieć jej jak to kiedyś było… Biedna kobieta nie spodziewała
się tego, że koszmar może się powtórzyć. Później spalił ich dom, wziął
dzieciaki, a ją wyrzucił przez okno z dość sporej wysokości. Z tego co słyszał
przeżyła, ale nie była w pełni władz umysłowych, właściwie to całkowicie
oszalała.
Miło było czasami tak sobie powspominać stare
dobre czasy… Pauline była chyba jedyną istotą na całej planecie, która była w
stanie go zmienić chociaż trochę, dzięki niej również przestał posiadać chociaż
mgliste uczucia… może Vivienne… tak, ona też była wyjątkowa; o wiele bardziej
pyskata od swojej matki, ale to właśnie go w niej urzekło; odważna, twarda,
umiejąca się poświęcić, bardziej wytrzymała od brata. James nie chciał aby
chłopak umarł w taki sposób, ale nie miał pojęcia, że śmieć tak szybko się
wykrwawi, a nie miał przy sobie mikstury. Dziękował niebiosom, że to za niego zabrał
się wtedy, a nie za nią… to ona mogła wtedy umrzeć, a tego by sobie nie
wybaczył w końcu była jego ulubioną maskotką, a teraz nie ma jej… ile jeszcze
miał czekać?
**
Młody Malfoy leżał na łóżku w swoim dormitorium wpatrując się w srebrny
sufit komnaty, w jego dormitorium panował porządek, w dużej trzydrzwiowej
szafie z lustrem na środku wszystko było idealnie poukładane, barek pod kolor
szafy był dokładnie zamknięty, ksiązki poustawiane na niewielkim stoliczku obok
jego łóżka. Malfoy lubił porządek, jego ubrania były zawsze w dobrym stanie,
ale właściwie to nie ma czemu się dziwić to kwestia wychowania, od czysto
krwistych oczekuje się często więcej niż od tych ze świata mugoli…
Umysł jasnowłosego zaprzątało wyznanie
Vivienne; pamiętał jak ojciec opowiadał mu tą historię o dziewczynie tak podle
potraktowanej, jej martwym ojcu, bracie i oszalałej matce. Pomyśleć, że tak
niedawno miała wszystko, a potem jakieś bydle zniszczyło jej życie. Dziwił się,
że normalnie funkcjonuje, że porusza się, oddycha, rozmawia, a nawet jest
przekorna po tym wszystkim czego doświadczyła i zobaczyła… On nie dałby rady,
zabiłby się, ale ona była inna; fascynująca… James Harrison rzadko bywał na
spotkaniach śmierciożerców przeważnie wykonywał jakieś „skomplikowane” misje. Malfoy
jednak wiedział, że Czarny Pan musi mieć jakiś cel w tym ciągłym wysyłaniu go w
niewiadome miejsca.
Chłopak był ciekawy czy Harrison
wie, że Vivienne jest w Hogwarcie… pewnie nie, gdyby wiedział pewnie już dawno
zacząłby kombinować jak dostać się do zamku. Smok Rozmawiał z tym mężczyzną
tylko raz, ale do końca życia zapamięta jego wyblakłe oczy, wyglądające zza
maski, nigdy nie widział jego całej twarzy, zawsze zakrywała ją maska…ten nieco
ochrypły głos. Do tej pory słowo w słowo pamiętał treść tego krótkiego dialogu…
- Dzieciaku, ile Ty masz lat?- blondyn usłyszał za swoimi plecami
ochrypły, rozbawiony głos, odwrócił się, patrząc w wyblakłe, zielone oczy.
- Niewiele, ale czy to ważne? Wiek nie liczy się gdy Czarny Pan
potrzebuje kogoś do wykonania misji- powiedział wypinając pierś do przodu wtedy
jeszcze był taki dumny z tego, że został śmierciożercą.
- Mnie to ciekawi, więc odpowiedz póki jestem miły.
- Szesnaście.
-Za rok będziesz pełnoletni… Pewnie w Twojej szkole jest mnóstwo
ładnych dziewcząt, nie wiesz czy dochodzi do Was jakaś nowa osoba?
- Jeszcze nigdy nikt nie doszedł w trakcie roku szkolnego, to jest
niemożliwe.
-Nawet w wyjątkowych okolicznościach?- zapytał podejrzliwie.
-Nie wiem, ale wątpię. Gdyby ktoś miał się do nas dołączyć to na pewno
już bym o tym wiedział, w końcu moja rodzina jest blisko z Ministrem Magii, a
ten na pewno wiedziałby gdyby ktoś miał pojawić się w Hogwarcie.
- Dobrze, rozumiem… cholera po co Ty chodzisz do szkoły, teraz gdy
jesteś śmierciożercą? Wal ich wszystkich! Wyjedź w świat baw się, żyj pełnią
życia…
- To i tak już mój ostatni rok, potem… może będę żył… lepiej- mężczyzna
poklepał go mocno po plecach.
-Tylko pamiętaj chłopaku… nigdy nie zakochuj się w żadnej ździrze.
Zawsze rań kobiety bo jeśli tego nie zrobisz to one uczynią to pierwsze, a
potem zaśmieją Ci się prosto w twarz.-splunął na ziemię i deportował się.
Dlaczego nie domyślił się,
że chodzi o Vivienne… może przez to, że absorbuje go więcej spraw; ojciec w
Azkabanie, matka na skraju załamania nerwowego; cała rodzina źle traktowana
przez Voldemorta, który mścił się na nich za porażkę ojca w Ministerstwie; do
tego jeszcze jego misja… Inaczej wyobrażał sobie szósty rok, zupełnie inaczej,
ale najwyraźniej tak już musi być.
Girardet miała w sobie coś wyjątkowego; ten skrywany ból i cierpienie,
nutka tajemnicy dodawały jej uroku, była pociągająca… Malfoy w pewien
sposób był nią zafascynowany chciał
poznać ją lepiej, bliżej… interesowała go jej historia. Na pewno jeszcze nikomu
tego dokładnie nie opowiadała… chciałby być pierwszym przed którym się otworzy…
- Smoku, kiedy w końcu wyjdziesz
z nory? Leżysz tu już większą część dnia- do pokoju wszedł Nate i usiadł na
skraju łóżka Dracona.
- Myślę…- mruknął.
- A nad czym tak dumasz? –
zapytał z uśmiechem Nathaniel.
- Nad Vivienne. Zastanawia mnie i
jednocześnie fascynuje- brat Seleny położył się obok Malfoya na łóżku.
- Dokładnie… ale tak o niej może powiedzieć większość uczniów
w naszej szkole… może oprócz Zabiniego między innymi- Draco spojrzał na
jasnowłosego unosząc lekko brew- no wiesz… po tej akcji, która była przed
eliksirami. Opowiedział mi wszystko na lekcji bo trochę się spóźniłem przez
pracę domową; ledwo ją skończyłem…
- To już nie chce z nią nic mieć?
Przecież od początku za nią chodził co było dość zauważalne…
-A kto za nią nie chodzi?- Nate
spojrzał z zamyśleniem na Malfoya- Ty też chodzisz… i Potter… i wielu innych.
- A Ty może nie?- Smok uśmiechnął
się drwiąco.
- Ja… można powiedzieć, że też,
ale odpuściłbyś sobie… masz Jasmine.- tak, Nate był jedną z tych nielicznych
osób, która wiedziała o dziewczynie... głównie też z tego powodu kiedyś złamał
mu nos; za to, że oszukiwał jego siostrę.
- Jas… owszem jest wyjątkowa, ale
to Vivienne ma w sobie to coś.
- Bo jeszcze nie jest Twoja mój
drogi. Jak już z nią będziesz to przestanie Ci na niej zależeć… jak zawsze.
- Nie wiem. Jak na razie
bezskutecznie próbuję się z nią spotkać. Nie rozumiem dlaczego z Potterem
wyznacza terminy, a ze mną nie…
- To Duma Gryffindoru, poza tym
jakby nie patrzeć to ma w sobie coś uroczego- Nathaniel zaśmiał się widząc
spojrzenie przyjaciela- jest niewinny, a tego brakuje zarówno mi jak i Tobie.
Mi mniej niż Tobie…
- Bardzo zabawne… a kto zdradzał
Larrysę?
- Ej, stary wiesz dobrze jak
było…
-Taaa…z Jasmine się nawet
całowałeś więc nie gadaj.
- Zazdrosny jesteś? To był chyba
jej pierwszy pocałunek poza tym wtedy jeszcze nie miała poprawionego nosa ani…
chyba innych części ciała więc… nie przesadzajmy. Szału nie było.- obaj zaczęli
się śmiać jakby to był najlepszy dowcip jaki słyszeli od bardzo dawna.
- Racja, troszkę jest
poprawiona..
-Troszkę? Chyba żartujesz.
Całkiem inna dziewczyna.
- Nie przesadzajmy. W ogóle
zakończmy ten temat to nie Jasmine jest głównym celem tej rozmowy.
-Taaa… głównym celem jest pewnie
to żebym pomógł ci wymyślić to jak wyrwać pannę Vivienne Girardet.
- Nie pomożesz mi. Sam muszę
sobie poradzić poza tym… Nie mam zamiaru jej wyrwać tylko poznać dokładnie jej
tajemnice.
- To coś nowego Smoku- Stevanson
usiadł na łóżku i spojrzał na blondyna- Co jadłeś?
- Poważnie Nate.
- Mogę się założyć, że nie dasz
rady nawet się z nią umówić- Nathaniel bardzo lubił się zakładać i Dracon już
nawet widział przekorny błysk w jego oku.
- Nie będę zakładał się o takie
rzeczy poza tym w sumie mam ważniejsze sprawy do roboty- czym on do cholery się
zajmował!? Miał misję do wykonania, a on rozmawiał o jakimś sposobie zbliżenia
się do dziewczyny, która z pewnością i tak zginie z ręki swojego dawnego
prześladowcy.
- Oczywiście… Ciekawe czy Potter
zawładnie jej umysłem.
-Chyba Ty. Nie żartuj nawet. Może
i jest niewinny, ale to ślizgonka i wątpię żeby zwróciła uwagę na takiego …-
urwał nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Smoku to już się dzieje. Ona
już z nim rozmawia… Przemyśl to- rzucił blondyn podnosząc się z łóżka, wychodząc
z komnaty i zostawiając szarookiego z
plątaniną nieskładnych myśli.
**
Tak, wiem że z opisami przyrody, otoczenia mam
pewne problemy ;) to jest moja największa przeszkoda :P po prostu wolę skupiać
się na uczuciach czy dialogach, ale pracuję nad tym… jeżeli chcę spełnić swoje
marzenie to muszę J
Cieszę się, że podoba Wam się Drodzy Czytelnicy moja twórczość bo jak na razie
piszę do przodu i idzie mi bardzo szybko i łatwo. Rozdziały są dość długie jak
na moje oko; tak po 4-7 stron to myślę, że jest ok. Za niedługo październik i
kolejny rok studiów… przede mną najgorszy PODOBNO rok… przynajmniej na moim
kierunku i mam wiele misji… jeszcze praktyki muszę odrobić bo w wakacje „nie
miałam czasu”, ale będę się starać dodawać tak jak ostatnio notki ( na początku
było raz na miesiąc co moim zdaniem było trochę głupie o w takim tempie to to
opowiadanie się nigdy nie skończy xd), piszę do przodu więc sądzę…hmm.. będzie
dobrze. Musi być tylko BETY SZUKAM. Nie znacie
jakiejś strony z betami czy coś? Bo naprawdę interpunkcja mnie wykończy kiedyś. Dziękuję za komentarze ;)
SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY
SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na http://sigyn-ostergaard.blogspot.com :) Przepraszam, że nie skomentuję teraz rozdziału, ale obiecuję, że zrobię to najpóźniej jutro! Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że za moment mam zajęcia z chemii i naprawdę nie mam dziś czasu na Internet, chciałam tylko dodać rozdział i dać znać. Ale jutro się odmelduję, słowo!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńDobra, przeczytałam, to mogę się wypowiedzieć - nie wiem, czy usuwać poprzedni komentarz? Ale w sumie sama go usuniesz, jeśli będzie Ci przeszkadzał.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, szczególnie te fragmenty o wcześniejszym życiu Vivienne i o jej oprawcy - spodziewałam się, że będzie to jakaś postać z kanonu, więc bardzo mnie zaskoczyło, gdy zobaczyłam Twoją autorską postać - co w sumie jest bardzo dobre, bo masz większe pole do popisu z charakterem. W ogóle moim zdaniem bardzo ciężko jest przekonująco i sensownie opisać takie wydarzenia, jakie wcześniej wydarzyły się w życiu Vi - ale Tobie się udało, nie mam nic do zarzucenia, a wiem co mówię, bo długo-długo wybierałam się na psychiatrię, więc dużo się interesowałam podobnymi przypadkami - wszystko z grubsza, na tyle na ile wymaga tego opowieść o takiej tematyce trzyma się kupy, i bardzo dobrze :)Przy tym Vi... No cóż, nie dziwię się, że jest tak wyprana z emocji. Chyba każdy człowiek na jej miejscu albo by oszalał, albo pozbawił się życia, albo kompletnie się wyłączył, dokładnie tak jak ona. Ale dość już o tym - w kwestii przeszłości Vivienne wszystko się udało, i naprawdę chwała Ci za to :)
Co do drugiej części rozdziału - naprawdę nie lubię Dracona. Nie Twojego, nie lubię go w ogóle, takiego kanonicznego - ale do tego Twojego mam jakoś nieco więcej sympatii. Kolejny komplement :) Za To Nathaiela bardzo polubiłam. W ogóle lubię wszystkie Twoje autorskie postacie <3
Z betą Ci nie doradzę, sama bym mogła betować, ale czas mi nie pozwoli, także niestety :C
W każdym razie chcę powiedzieć, że mimo, że zdarzają Ci się (jak sama zauważyłaś) błędy interpunkcyjne, to piszesz lekko i ładnie i bardzo przyjemnie się to czyta :)
Podsumowując, jak zwykle mi się podobało. Twój tekst ma naprawdę niepowtarzalny klimat.
BTW, tak z ciekawości, co studiujesz? Pytam, bo mam w tym roku maturę i próbuję porozmawiać z jak największą ilością ludzi na różnych uczelniach, co by się rozeznać co i jak :)
Jeszcze raz zapraszam do siebie na nowy rozdział! :)
Pozdrawiam
Freyja
Dziękuję bardzo za tak miłe słowa :) Pracę socjalną na Uniwersytecie Śląskim :D Draco....tego kanonicznego uwielbiałam kiedyś, ale mimo wszystko stwierdziłam, że ...to tchórz:D hahaha beznadziejny. Lubię go tylko dlatego, że chyba we wszystkich moich opowiadaniach tak właśnie go kreowałam :D
UsuńZe względu na godzinę, będzie bardzo krótko. Świetny rozdział. Życzę weny i czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
James wzbudza we mnie nienawiść, ale sam w sobie jest dość ciekawą postacią. Widać, że na Draco też zrobił niezłe wrażenie. Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo znęcał się nad Vi i Ianem. Biedna, wiele przeszła. Aż strach pomyśleć, co on zrobi, kiedy dowie się, że jest w Hogwarcie. Jestem ciekawa, czego Czarny Pan chcę od Vi. Podoba mi się klimat tego rozdziału, chociaż nie ma w nim akcji. Czekam na następny i zapraszam na http://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/ gdzie pojawił się rozdział 7 :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cześć. Nie wiem, czy w dobrym miejscu bloga ten komentarz piszę (w razie pomyłki proszę o wybaczenie takiego faux pas), ale zgodnie z prośbą chciałabym poinformować, że naskrobałam nowy rozdział. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Tsue. / rycerze-graala.blogspot.com
Mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńSorki, że tak krótko, ale spieszę się i nie mam weny xDD
Czekam na kolejny !
http://miloscktoraniepowinnaistniec.blogspot.com/
I zapraszam na kolejny rozdział :) Liczę na szczerą opinię w postaci komentarza ^^