piątek, 20 września 2013

006 James Harrison



  Na jednej z dzikich hiszpańskich plaż nad którą niebo było wręcz bajkowe; różowawe chmurki delikatnie „rozmazane”  po niebieskim niebie,  słońce powoli zanurzające się w falującym morzu. Dzień dobiega końca… Kolejny pracowity dzień Jamesa Harrisona pełen krzyków, błagań, śmiechu, płaczu, a przede wszystkim cierpienia ofiar i zadowolenia kata. Brązowowłosy mężczyzna przeczesał palcami swoje długie, lśniące włosy wpatrując się w zachód słońca na dzikiej, hiszpańskiej plaży. Denerwowało go to, że był tak daleko wysyłany w końcu miał misję; znaleźć tą cholerną małą ladacznicę i porządnie ją ukarać za to, że uciekła; co prawda o to właśnie chodziło, to dlatego nie zamknął tych cholernych drzwi, wiedział, że nie da rady za daleko wypełznąć, a tak bardzo chciał się z nią zabawić w chowanego, ale nie miał pojęcia, że Czarny Pan będzie coś od niego chciał, a niestety mimo, że próbował się mu postawić- tak, miał na tyle odwagi- to tylko na tym ucierpiał; gdy wrócił dwa dni później po dziewczynie nie było śladu; sprawdzał jaskinie, ale były w nich tylko wilki, nic więcej. Wpadł wtedy w furię, był nawet w tej cholernej Francji sprawdzając wszystkie miejsca, które kiedyś odwiedzała, ale nie odnalazł jej…  Do tej pory nie wiedział gdzie ona może być. Myślał o cholernym Durmstrangu, ale z tego co zdążył się dowiedzieć nie było jej tam. Mała czarownica wiedziała jak stać się niewidzialną. Obecnie zaniedbał trochę jej poszukiwania bo Czarny Pan bez przerwy dawał mu coraz to nowe zadania, ale jemu nie sprawiało to już takiej przyjemności jak kiedyś. Cały czas myślał o niej; o jej białej, delikatnej skórze, pełnych ustach i tych zjawiskowych oczach; o jej błaganiach aby znęcał się nad nią, a nie nad jej bratem, a potem krzyku bólu… Poczuł narastające podniecenie, oblizał swoje duże, mięsiste usta. Oj tak, nauczyłby ją dobrych manier i szacunku do starszych. Cholerna małolata zawładnęła jego ciałem i myślami, nie mógł znieść tego, że nie ma jej blisko niego. Rozmawiał już o tym nawet z Lordem Voldemortem, który obiecał, że spróbuje mu pomóc teraz mieli PODOBNO ważniejsze sprawy jak wejście do tej głupiej szkoły w Wielkiej Brytanii; Hogwartu czy jakoś tak i zamordowaniu jak największej ilości czarodziejów. Harrisonowi ta myśl nie bardzo się podobała bo wydawało mu się, że dopiero po tym zabiegu Czarny Pan naprawdę zainteresuje się jego sprawą, ale nie mógł już nic powiedzieć; to nie on rządził; co również nie bardzo mu się podobało. Zawsze działał sam; może czasami pomagało mu kilku starych kumpli, ale nikt nigdy mu nie rozkazywał- to on był od wydawania rozkazów. Teraz wszystko diametralnie się zmieniło, nie podobało mu się to ani odrobinę, czuł się stłamszony, a tego uczucia nienawidził… dlatego właśnie zamordował swoich rodzicieli… wyznaczali mu za wiele granic i w końcu cos w nim pękło, chciał być wolny i w końcu zacząć się realizować. Zabił ich, ciała zakopał w lesie niedaleko domu, spakował się i uciekł w świat, porzucając szkołę i zrywając wszelkie kontakty. Miał wtedy 15 lat był spragniony nowych wrażeń i emocjonującego życia, jeździł po świecie wtapiając się w świat mugoli aby nikt go nie znalazł; pieniądze zdobywał mordując i kradnąc; mieszkał w różnych dziwnych, cuchnących miejscach, sypiał z dziwkami, a potem przeważnie je zabijał. Raz nawet się zakochał, gdy miał jakieś 20 lat w cudownej, zjawiskowej kobiecie, Pauline Verges, poznał ją pewnej sierpniowej nocy na ulicach Paryża,a właściwie obronił przed jakimiś oprychami,  później zaprosił na drinka i odprowadził do domu;  spotykali się jeszcze wielokrotnie, brał ją w różne urocze miejsca, na romantyczne wycieczki po korytarzach Luwru czy pikniki na obrzeżach Francji przez równy rok byli nawet parą- oczywiście ona nie miała pojęcia jak zdobywa pieniądze i co robi w wolnych chwilach, mówił jej, że musi często wyjeżdżać ponieważ pracuje w Banku Gringotta w Londynie, a nie chce się tam przenieść ponieważ kocha Francję.
Wyznawali sobie miłość i obdarzali się pocałunkami, sypiali ze sobą, musiał się hamować aby nie być zbyt brutalny- ona tego nie lubiła, później zaczęły się kłótnie, nieporozumienia. Na światło dzienne powoli zaczął wychodzić jego prawdziwy charakter.W rocznicę związku oświadczył się jej na wyspie Ren,  ale ta odrzuciła zaręczyny  więc zgwałcił ją i pociął jej twarz przy pomocy czarnoksięskich zaklęć aby już nigdy nikomu się nie spodobała nie miał serca pozbawić jej życia chciał aby żyła bez miłości, bez drugiej osoby zupełnie jak on. Zostawił ją krwawiącą na tej cholernej wyspie, której z całego serca nienawidził. Nie interesował się już później jej życiem, nie miał pojęcia, że bardzo szybko znalazła jakiegoś idiotę, który nie zwracał uwagi na jej okaleczoną twarz i urodziła dwójkę zdrowych dzieci; bliźnięta; Vivienne i Iana. Cholernie mu się to nie spodobało, ale ignorował ten fakt żyjąc własnym życiem. Wszystko zmieniło się gdy pewnego ciepłego wiosennego dnia zobaczył na ulicy Vivienne… od razu mu się spodobała; była taka inna niż wszystkie; wyjątkowa; jej cera, twarz, nos, biust, nogi… wszystko było takie … inne. Do tej pory nie umiał sprecyzować co właściwie w tym kontekście znaczyło słowo „inne”, ale tak właśnie było… a później zaczęło się obmyślanie planu, śledzenie i zdobywanie informacji aby odpowiednio się nią zająć, wykraść spod opieki rodziców. W planie była tylko ona jednak aby Pauline bardziej zabolało zabrał również jej brata bliźniaka. Uroczego chłopca o zielonych oczach… On też kiedyś takie miał; zielone i żywe..teraz były wyblakłe pozbawione życia, tak jakby znudzone. Zamordował ojca dzieciaków, a jej męża na ich oczach, poobcinał mu palce u rąk i   uszy. Patrzył z lubością jak się wykrwawia by w tym czasie zabawić się z Pauline aby przypomnieć jej jak to kiedyś było… Biedna kobieta nie spodziewała się tego, że koszmar może się powtórzyć. Później spalił ich dom, wziął dzieciaki, a ją wyrzucił przez okno z dość sporej wysokości. Z tego co słyszał przeżyła, ale nie była w pełni władz umysłowych, właściwie to całkowicie oszalała.
 Miło było czasami tak sobie powspominać stare dobre czasy… Pauline była chyba jedyną istotą na całej planecie, która była w stanie go zmienić chociaż trochę, dzięki niej również przestał posiadać chociaż mgliste uczucia… może Vivienne… tak, ona też była wyjątkowa; o wiele bardziej pyskata od swojej matki, ale to właśnie go w niej urzekło; odważna, twarda, umiejąca się poświęcić, bardziej wytrzymała od brata. James nie chciał aby chłopak umarł w taki sposób, ale nie miał pojęcia, że śmieć tak szybko się wykrwawi, a nie miał przy sobie mikstury. Dziękował niebiosom, że to za niego zabrał się wtedy, a nie za nią… to ona mogła wtedy umrzeć, a tego by sobie nie wybaczył w końcu była jego ulubioną maskotką, a teraz nie ma jej… ile jeszcze miał czekać?
**
   Młody Malfoy leżał na łóżku w swoim dormitorium wpatrując się w srebrny sufit komnaty, w jego dormitorium panował porządek, w dużej trzydrzwiowej szafie z lustrem na środku wszystko było idealnie poukładane, barek pod kolor szafy był dokładnie zamknięty, ksiązki poustawiane na niewielkim stoliczku obok jego łóżka. Malfoy lubił porządek, jego ubrania były zawsze w dobrym stanie, ale właściwie to nie ma czemu się dziwić to kwestia wychowania, od czysto krwistych oczekuje się często więcej niż od tych ze świata mugoli…
 Umysł jasnowłosego zaprzątało wyznanie Vivienne; pamiętał jak ojciec opowiadał mu tą historię o dziewczynie tak podle potraktowanej, jej martwym ojcu, bracie i oszalałej matce. Pomyśleć, że tak niedawno miała wszystko, a potem jakieś bydle zniszczyło jej życie. Dziwił się, że normalnie funkcjonuje, że porusza się, oddycha, rozmawia, a nawet jest przekorna po tym wszystkim czego doświadczyła i zobaczyła… On nie dałby rady, zabiłby się, ale ona była inna; fascynująca… James Harrison rzadko bywał na spotkaniach śmierciożerców przeważnie wykonywał jakieś „skomplikowane” misje. Malfoy jednak wiedział, że Czarny Pan musi mieć jakiś cel w tym ciągłym wysyłaniu go w niewiadome miejsca.
Chłopak był ciekawy czy Harrison wie, że Vivienne jest w Hogwarcie… pewnie nie, gdyby wiedział pewnie już dawno zacząłby kombinować jak dostać się do zamku. Smok Rozmawiał z tym mężczyzną tylko raz, ale do końca życia zapamięta jego wyblakłe oczy, wyglądające zza maski, nigdy nie widział jego całej twarzy, zawsze zakrywała ją maska…ten nieco ochrypły głos. Do tej pory słowo w słowo pamiętał treść tego krótkiego dialogu…
- Dzieciaku, ile Ty masz lat?- blondyn usłyszał za swoimi plecami ochrypły, rozbawiony głos, odwrócił się, patrząc w wyblakłe, zielone oczy.
- Niewiele, ale czy to ważne? Wiek nie liczy się gdy Czarny Pan potrzebuje kogoś do wykonania misji- powiedział wypinając pierś do przodu wtedy jeszcze był taki dumny z tego, że został śmierciożercą.
- Mnie to ciekawi, więc odpowiedz póki jestem miły.
- Szesnaście.
-Za rok będziesz pełnoletni… Pewnie w Twojej szkole jest mnóstwo ładnych dziewcząt, nie wiesz czy dochodzi do Was jakaś nowa osoba?
- Jeszcze nigdy nikt nie doszedł w trakcie roku szkolnego, to jest niemożliwe.
-Nawet w wyjątkowych okolicznościach?- zapytał podejrzliwie.
-Nie wiem, ale wątpię. Gdyby ktoś miał się do nas dołączyć to na pewno już bym o tym wiedział, w końcu moja rodzina jest blisko z Ministrem Magii, a ten na pewno wiedziałby gdyby ktoś miał pojawić się w Hogwarcie.
- Dobrze, rozumiem… cholera po co Ty chodzisz do szkoły, teraz gdy jesteś śmierciożercą? Wal ich wszystkich! Wyjedź w świat baw się, żyj pełnią życia…
- To i tak już mój ostatni rok, potem… może będę żył… lepiej- mężczyzna poklepał go mocno po plecach.
-Tylko pamiętaj chłopaku… nigdy nie zakochuj się w żadnej ździrze. Zawsze rań kobiety bo jeśli tego nie zrobisz to one uczynią to pierwsze, a potem zaśmieją Ci się prosto w twarz.-splunął na ziemię i deportował się.
 Dlaczego nie domyślił się, że chodzi o Vivienne… może przez to, że absorbuje go więcej spraw; ojciec w Azkabanie, matka na skraju załamania nerwowego; cała rodzina źle traktowana przez Voldemorta, który mścił się na nich za porażkę ojca w Ministerstwie; do tego jeszcze jego misja… Inaczej wyobrażał sobie szósty rok, zupełnie inaczej, ale najwyraźniej tak już musi być.
  Girardet miała w sobie coś wyjątkowego; ten skrywany ból i cierpienie, nutka tajemnicy dodawały jej uroku, była pociągająca… Malfoy w pewien sposób  był nią zafascynowany chciał poznać ją lepiej, bliżej… interesowała go jej historia. Na pewno jeszcze nikomu tego dokładnie nie opowiadała… chciałby być pierwszym przed którym się otworzy…
- Smoku, kiedy w końcu wyjdziesz z nory? Leżysz tu już większą część dnia- do pokoju wszedł Nate i usiadł na skraju łóżka Dracona.
- Myślę…- mruknął.
- A nad czym tak dumasz? – zapytał z uśmiechem Nathaniel.
- Nad Vivienne. Zastanawia mnie i jednocześnie fascynuje- brat Seleny położył się obok Malfoya na łóżku.
- Dokładnie… ale  tak o niej może powiedzieć większość uczniów w naszej szkole… może oprócz Zabiniego między innymi- Draco spojrzał na jasnowłosego unosząc lekko brew- no wiesz… po tej akcji, która była przed eliksirami. Opowiedział mi wszystko na lekcji bo trochę się spóźniłem przez pracę domową; ledwo ją skończyłem…
- To już nie chce z nią nic mieć? Przecież od początku za nią chodził co było dość zauważalne…
-A kto za nią nie chodzi?- Nate spojrzał z zamyśleniem na Malfoya- Ty też chodzisz… i Potter… i wielu innych.
- A Ty może nie?- Smok uśmiechnął się drwiąco.
- Ja… można powiedzieć, że też, ale odpuściłbyś sobie… masz Jasmine.- tak, Nate był jedną z tych nielicznych osób, która wiedziała o dziewczynie... głównie też z tego powodu kiedyś złamał mu nos; za to, że oszukiwał jego siostrę.
- Jas… owszem jest wyjątkowa, ale to Vivienne ma w sobie to coś.
- Bo jeszcze nie jest Twoja mój drogi. Jak już z nią będziesz to przestanie Ci na niej zależeć… jak zawsze.
- Nie wiem. Jak na razie bezskutecznie próbuję się z nią spotkać. Nie rozumiem dlaczego z Potterem wyznacza terminy, a ze mną nie…
- To Duma Gryffindoru, poza tym jakby nie patrzeć to ma w sobie coś uroczego- Nathaniel zaśmiał się widząc spojrzenie przyjaciela- jest niewinny, a tego brakuje zarówno mi jak i Tobie. Mi mniej niż Tobie…
- Bardzo zabawne… a kto zdradzał Larrysę?
- Ej, stary wiesz dobrze jak było…
-Taaa…z Jasmine się nawet całowałeś więc nie gadaj.
- Zazdrosny jesteś? To był chyba jej pierwszy pocałunek poza tym wtedy jeszcze nie miała poprawionego nosa ani… chyba innych części ciała więc… nie przesadzajmy. Szału nie było.- obaj zaczęli się śmiać jakby to był najlepszy dowcip jaki słyszeli od bardzo dawna.
- Racja, troszkę jest poprawiona..
-Troszkę? Chyba żartujesz. Całkiem inna dziewczyna.
- Nie przesadzajmy. W ogóle zakończmy ten temat to nie Jasmine jest głównym celem tej rozmowy.
-Taaa… głównym celem jest pewnie to żebym pomógł ci wymyślić to jak wyrwać pannę Vivienne Girardet.
- Nie pomożesz mi. Sam muszę sobie poradzić poza tym… Nie mam zamiaru jej wyrwać tylko poznać dokładnie jej tajemnice.
- To coś nowego Smoku- Stevanson usiadł na łóżku i spojrzał na blondyna- Co jadłeś?
- Poważnie Nate.
- Mogę się założyć, że nie dasz rady nawet się z nią umówić- Nathaniel bardzo lubił się zakładać i Dracon już nawet widział przekorny błysk w jego oku.
- Nie będę zakładał się o takie rzeczy poza tym w sumie mam ważniejsze sprawy do roboty- czym on do cholery się zajmował!? Miał misję do wykonania, a on rozmawiał o jakimś sposobie zbliżenia się do dziewczyny, która z pewnością i tak zginie z ręki swojego dawnego prześladowcy.
- Oczywiście… Ciekawe czy Potter zawładnie jej umysłem.
-Chyba Ty. Nie żartuj nawet. Może i jest niewinny, ale to ślizgonka i wątpię żeby zwróciła uwagę na takiego …- urwał nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Smoku to już się dzieje. Ona już z nim rozmawia… Przemyśl to- rzucił blondyn podnosząc się z łóżka, wychodząc z komnaty i zostawiając szarookiego z  plątaniną nieskładnych myśli.
**
 Tak, wiem że z opisami przyrody, otoczenia mam pewne problemy ;) to jest moja największa przeszkoda :P po prostu wolę skupiać się na uczuciach czy dialogach, ale pracuję nad tym… jeżeli chcę spełnić swoje marzenie to muszę J Cieszę się, że podoba Wam się Drodzy Czytelnicy moja twórczość bo jak na razie piszę do przodu i idzie mi bardzo szybko i łatwo. Rozdziały są dość długie jak na moje oko; tak po 4-7 stron to myślę, że jest ok. Za niedługo październik i kolejny rok studiów… przede mną najgorszy PODOBNO rok… przynajmniej na moim kierunku i mam wiele misji… jeszcze praktyki muszę odrobić bo w wakacje „nie miałam czasu”, ale będę się starać dodawać tak jak ostatnio notki ( na początku było raz na miesiąc co moim zdaniem było trochę głupie o w takim tempie to to opowiadanie się nigdy nie skończy xd), piszę do przodu więc sądzę…hmm.. będzie dobrze. Musi być tylko BETY SZUKAM. Nie znacie jakiejś strony z betami czy coś? Bo naprawdę interpunkcja mnie wykończy kiedyś.  Dziękuję za komentarze ;)
  SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY SZUKAM BETY

8 komentarzy:

  1. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na http://sigyn-ostergaard.blogspot.com :) Przepraszam, że nie skomentuję teraz rozdziału, ale obiecuję, że zrobię to najpóźniej jutro! Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że za moment mam zajęcia z chemii i naprawdę nie mam dziś czasu na Internet, chciałam tylko dodać rozdział i dać znać. Ale jutro się odmelduję, słowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, przeczytałam, to mogę się wypowiedzieć - nie wiem, czy usuwać poprzedni komentarz? Ale w sumie sama go usuniesz, jeśli będzie Ci przeszkadzał.
    Rozdział bardzo ciekawy, szczególnie te fragmenty o wcześniejszym życiu Vivienne i o jej oprawcy - spodziewałam się, że będzie to jakaś postać z kanonu, więc bardzo mnie zaskoczyło, gdy zobaczyłam Twoją autorską postać - co w sumie jest bardzo dobre, bo masz większe pole do popisu z charakterem. W ogóle moim zdaniem bardzo ciężko jest przekonująco i sensownie opisać takie wydarzenia, jakie wcześniej wydarzyły się w życiu Vi - ale Tobie się udało, nie mam nic do zarzucenia, a wiem co mówię, bo długo-długo wybierałam się na psychiatrię, więc dużo się interesowałam podobnymi przypadkami - wszystko z grubsza, na tyle na ile wymaga tego opowieść o takiej tematyce trzyma się kupy, i bardzo dobrze :)Przy tym Vi... No cóż, nie dziwię się, że jest tak wyprana z emocji. Chyba każdy człowiek na jej miejscu albo by oszalał, albo pozbawił się życia, albo kompletnie się wyłączył, dokładnie tak jak ona. Ale dość już o tym - w kwestii przeszłości Vivienne wszystko się udało, i naprawdę chwała Ci za to :)
    Co do drugiej części rozdziału - naprawdę nie lubię Dracona. Nie Twojego, nie lubię go w ogóle, takiego kanonicznego - ale do tego Twojego mam jakoś nieco więcej sympatii. Kolejny komplement :) Za To Nathaiela bardzo polubiłam. W ogóle lubię wszystkie Twoje autorskie postacie <3
    Z betą Ci nie doradzę, sama bym mogła betować, ale czas mi nie pozwoli, także niestety :C
    W każdym razie chcę powiedzieć, że mimo, że zdarzają Ci się (jak sama zauważyłaś) błędy interpunkcyjne, to piszesz lekko i ładnie i bardzo przyjemnie się to czyta :)
    Podsumowując, jak zwykle mi się podobało. Twój tekst ma naprawdę niepowtarzalny klimat.
    BTW, tak z ciekawości, co studiujesz? Pytam, bo mam w tym roku maturę i próbuję porozmawiać z jak największą ilością ludzi na różnych uczelniach, co by się rozeznać co i jak :)
    Jeszcze raz zapraszam do siebie na nowy rozdział! :)
    Pozdrawiam
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa :) Pracę socjalną na Uniwersytecie Śląskim :D Draco....tego kanonicznego uwielbiałam kiedyś, ale mimo wszystko stwierdziłam, że ...to tchórz:D hahaha beznadziejny. Lubię go tylko dlatego, że chyba we wszystkich moich opowiadaniach tak właśnie go kreowałam :D

      Usuń
  3. Ze względu na godzinę, będzie bardzo krótko. Świetny rozdział. Życzę weny i czekam na następny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. James wzbudza we mnie nienawiść, ale sam w sobie jest dość ciekawą postacią. Widać, że na Draco też zrobił niezłe wrażenie. Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo znęcał się nad Vi i Ianem. Biedna, wiele przeszła. Aż strach pomyśleć, co on zrobi, kiedy dowie się, że jest w Hogwarcie. Jestem ciekawa, czego Czarny Pan chcę od Vi. Podoba mi się klimat tego rozdziału, chociaż nie ma w nim akcji. Czekam na następny i zapraszam na http://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/ gdzie pojawił się rozdział 7 :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. Nie wiem, czy w dobrym miejscu bloga ten komentarz piszę (w razie pomyłki proszę o wybaczenie takiego faux pas), ale zgodnie z prośbą chciałabym poinformować, że naskrobałam nowy rozdział. :)
    Pozdrawiam ciepło!
    Tsue. / rycerze-graala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się podoba :D
    Sorki, że tak krótko, ale spieszę się i nie mam weny xDD
    Czekam na kolejny !

    http://miloscktoraniepowinnaistniec.blogspot.com/
    I zapraszam na kolejny rozdział :) Liczę na szczerą opinię w postaci komentarza ^^

    OdpowiedzUsuń