Hej,
Nie mogłam
uwierzyć, że
napisałaś
do mnie. Bałam się,
że mnie nienawidzisz bo dosyć
długo milczałaś,
a wolałam nie gnębić
Cię swoją
osobą przez to co Cię
spotkało. Nikomu nie zdradziłam
Twojego sekretu, a moim pragnieniem jest przede wszystkim to abyśmy
utrzymywały kontakt. Tęsknię
za Tobą, kochana. Pragnę
Twojego szczęścia, dlatego zrobiłam
wszystko co w mojej mocy aby dowiedzieć
się czegokolwiek o Nim. Z informacji, które
udało mi się
osiągnąć
wynika, że ostatni raz widziany był
gdzieś w Hiszpanii. Istnieje niewielkie
prawdopodobieństwo, że
służy
Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać,
ale nie jesteśmy pewni. Jeżeli
dowiem się czegokolwiek więcej
to przysięgam, że
od razu napiszę. Jak podoba Ci się
w Hogwarcie? Moim zdaniem jest zbyt
skromny i nieporównywalny z Naszą Szkołą
Magii, ale co kto lubi. Obecnie jestem w Anglii dlatego liczę
na spotkanie. Kolejną sową
wyślij mi informację
kiedy będziesz w Hogsmade; tam na pewno się
spotkamy, o ile taka będzie Twoja wola. Vivienne,
bardzo chcę Cię
zobaczyć.
Na zawsze Twoja
Fleur*
Po raz dwudziesty czytałam list
od mojej przyjaciółki, która nie zapomniała o mnie i pragnęła zobaczyć się ze
mną, a od której ja odizolowałam się bo byłam zazdrosna o to, że… no, właśnie o
co? O to, że ma kogoś kogo kocha? Gdy teraz tak o tym myślę to dochodzi do
mnie, że chyba właśnie o to cały czas mi chodziło, o cholerną zazdrość, którą
gardziłam całe życie. Wyciągnęłam pustą kartkę z niewielkiej etażerki
znajdującej się przy moim łóżku w dormitorium i szybko napisałam odpowiedź:
Kochana
Fleur,
Głupio mi przez to, że się nie odzywałam, ale nie chciałam niszczyć
Twojego szczęścia z Billem swoimi problemami. Wolałam być
sama. Obecnie wiele rzeczy w moim życiu się zmieniło,
ale bardzo cieszę się, że odpowiedziałaś na mój list. W
Hogsmade będę pod koniec
listopada albo na początku grudnia, kiedy
dowiem się o dokładnej
dacie to od razu Ci napiszę. Jeżeli chodzi o Sama-Wiesz-Kogo i jego powiązanie z Nim to bardzo mnie tym zaciekawiłaś. Nie jestem
pewna, czy On potrafiłby być sługą chyba, że
bardzo zależałoby mu na czymś. Będziemy w kontakcie
Vivienne**
Właśnie. Bardzo by mu na czymś
zależało. Może chciałby wiedzieć gdzie ktoś przebywa albo dostać się do tej
osoby… W mojej głowie zakotłowało się od myśli. Drzwi do dormitorium otworzyły
się delikatnie i zobaczyłam głowę
Larrysy.
-
Vi, chodź szybko jeżeli chcesz jeszcze wysłać ten list. Transmutacja za
niedługo się zacznie, a wiesz jak McGonagall nie cierpi spóźnialskich-
powiedziała, znikając za drzwiami. Miała rację. Musiałyśmy się pośpieszyć.
Wyszłam do Pokoju Wspólnego.
-
Lar, biegnijcie na zajęcia. Ja pójdę wysłać list i dołączę do Was-
stwierdziłam, na co kiwnęła tylko głową.
-
To chodź z nami, kawałek razem pójdziemy- powiedziała Natasha uśmiechając się
lekko. Ruszyłam więc z nimi. Nie poruszałyśmy
żadnego istotnego tematu. Przez część drogi przez którą z nimi szłam
Sylvia mówiła tylko i wyłącznie o egzaminach. Larrysa czasami coś jej
odpowiadała. Pożegnałam się z dziewczynami po czym ruszyłam na samą górę do
Sowiarni. Otworzyłam i zobaczyłam Dracona, którego sowa właśnie odleciała z
listem. Odwrócił się w moją stronę, a ja podeszłam do brązowego ptaka, dosyć
dużych rozmiarów.
**
Gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi od razu się
odwróciłem. List do mojej matki, zawierający słowa otuchy i zapewnienia, że nie
ma się czym martwić właśnie „wyfrunął” przez okno.
Zobaczyłem Vivienne i poczułem coś naprawdę
bardzo dziwnego. To zawsze zdarzało mi się gdy ją zauważałem. Przez ułamek
sekundy wpatrywała się we mnie swoimi zjawiskowymi dużymi, jasnoniebieskimi
oczyma, w których zobaczyłem błysk, ale zaraz potem podbiegła do najbliższego
stanowiska z jakąś przerośniętą sową i zaczęła przywiązywać jej do nóżki list.
Byłem ciekawy do kogo pisała skoro jej matka oszalała, a reszty rodziny nie
miała, ale pewnie nigdy się tego nie dowiem. Uśmiechnąłem się więc delikatnie
do swoich myśli i przypomniałem nasze ostatnie spotkanie i twarz dziewczyny gdy
mówiła do mnie o tym aby zająć się przeszłością, teraźniejszością i
przyszłością i pożegnali się. Była to ich najdziwniejsza rozmowa w całej
krótkiej historii ich znajomości.
- Często na siebie wpadamy- powiedziałem
cichym głosem- Zaczynam myśleć, że mnie śledzisz- puchacz z listem dziewczyny wyleciał przez
okno, a ona spojrzała w jego oczy, po chwili i na jej ustach wykwitł lekki ,
sarkastyczny uśmieszek.
- Chciałbyś żeby tak było, niestety nie jestem jedną z Twoich fanek.
-
Szkoda- powiedziałem i zorientowałem się, że musiało to nieco dziwnie
zabrzmieć, może zbyt szczerze bo z ust dziewczyny zniknął uśmiech.
-Masz
tyle adoratorek, że po co Ci kolejna, Paniczu?- zapytała patrząc w moje oczy.
Miała lekko rozchylone usta; pełne, piękne i wyglądające na tak niewinne. Nawet
nie wiedziałem kiedy zbliżyłem się do niej. Teraz dziewczyna znajdowała się
dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nie cofnęła się, ale jej dłoń niezauważalnie
powędrowała do wypukłości na szacie odznaczającej miejsce w którym znajdowała
się jej różdżka.
-
Zdradzisz mi powód dla którego zawsze nazywasz mnie paniczem?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie,
obserwując wyraz jej twarzy, ale cały czas wpatrywałem się w jej oczy, próbując
coś w nich dostrzec, coś nieuchwytnego co uciekało mi za każdym razem gdy to
zobaczyłem.
- Bogaty arystokrata myślący, że świat należy
do niego, a ludzie to rzeczy, które można kupić. Zapatrzony w siebie, nie
zważający na innych, drwiący z cudzego nieszczęścia- dziewczyna podała idealną
definicję mojej osoby- Taki jesteś według moich przyjaciółek, ale ja nie widzę
w Tobie tego co one.
-
Co więc, we mnie widzisz?
-
Widzę przestraszonego młodego człowieka, który nie ma pojęcia co ma zrobić,
samotnego, mającego tak wielu przyjaciół, a jednak nie posiadającego przy sobie
nikogo szczerego czy bezinteresownego . Zamkniętego w klatce strachu i
niedomówień… widzę odrzucone dziecko zamknięte w ciele arystokraty…- moja dłoń znalazła się w jej włosach, czułem
ich delikatność i miękkość, w jej oczach zobaczyłem ostrzeżenie, ale nie
odsunąłem dłoni.
-
Może i masz rację- szepnąłem, zbliżając się do niej jeszcze bardziej- Jednak
wiesz kogo ja widzę? Chodzi mi o Ciebie- pokręciła przecząco głową- Widzę dziewczynę, która ukrywa to jak wielki smutek
i rozpacz przeszywa jej duszę, kryjącą uczucia pod maską obojętności i chłodu. Pełną nienawiści duszę, która po wypełnieniu
celu jaki sobie postawiła, nie będzie już miała do czego dążyć. Widzę żyjącą
przeszłością istotę- moja dłoń delikatnie
muskała jej twarz , a druga błądziła
w okolicach jej szyi- która oszukuje wszystkich, a przy okazji też siebie,
że żyje teraźniejszością, a tak naprawdę jest zamknięta w świecie przeszłości,
który ogarnął całe jej istnienie- moje usta już prawie dotykały jej ust i wtedy
zobaczyłem czerwony błysk w jej oczach, a ułamek sekundy później bardzo podobny
błysk rozjaśnił pomieszczenie, a jakaś
siła szarpnęła mnie do tyłu, spadłem na niewielki stolik znajdujący się w rogu
sowiarni zaraz przed oknem, roztrzaskując zarówno stolik jak i okno; kawałki
szkła rozcięły plecy, ale jakaś siła sprawiła, że nie spadłem, zobaczyłem nad
sobą twarz Vivienne, patrzącą na mnie z troską(?) i nagle mrok zaczął
pochłaniać wszystko.
**
Biegłam na zajęcia z transmutacji. To co
wydarzyło się w sowiarni było tak nierzeczywiste, że nie mogłam w to uwierzyć.
Ta cała rozmowa, dłoń Dracona na moim policzku, jego usta były tak blisko
moich, że prawie czułam ich smak
, ale te słowa… to co powiedział… bolało, cholernie bolało. Poczułam łzy
napływające do moich oczu. Nie mogłam w to uwierzyć; pobiegłam schodami na
parter po czym szybko wybiegłam na błonia. Biegłam w stronę Zakazanego Lasu,
przewróciłam się nieopodal jeziora, ale szybko się podniosłam. Gdy
przekroczyłam linię lasu, zwolniłam… Cierniste krzaki zaczęły targać moją
szatę, upadłam kolejny raz prosto w ciernie; czułam tylko jak ranią moją twarz
i wplątują się we włosy. Podniosłam się nie zważając na ból, porwaną szatę i
piekące oczy… łzy pociekły mimowolnie… łzy, o których myślałam, że już ich nie
mam; razem z nimi spływały moje uczucia, wsiąkając w ziemię. Mój strach, niepewność,
ból, przeszłość… wszystko znikało wnikając w podłoże.
Zrobiłam jedyną sensowną
rzecz, którą w tej sytuacji mogłam zrobić. Wyzbyłam się wszelkich myśli,
zamknęłam oczy i przeistoczyłam się w
białego wilka. Pragnącego wolności, zemsty i krwi. Czy jestem animagiem? Nie do końca… nie
potrafię całkowicie zapanować nad swoją formą, ale właśnie to wielokrotnie mnie
uratowało, to dzięki temu wilki pomogły mi gdy uciekłam ze starej szopy
Harrisona, opiekowały się mną bo czuły, że jestem jedną z nich, że do nich
należę…
Moje łapy dotykały wilgotnego podłoża, nie zwracałam uwagi na to , że ciernie wbijały się w moje futro,
pragnęłam jedynie biec i nie myśleć o tej truciźnie, która wypłynęła z ust
Malfoya; truciźnie, która była prawdą;
prawdą, którą chciałam ukryć głęboko w sobie, ale to czego tak bardzo chciałam
zalało mnie gorącą falą od wewnątrz.
Przemierzałam las, nie zwracając uwagi na nic, łzy utrudniały mi
patrzenie przed siebie, zalewały moje ślepia i sprawiały, że obraz był
rozmazany, ale to się nie liczyło. Liczył się tylko las, długie kły i żądza
mordu.
*i ** oba listy napisane były w języku francuskim.
**
Oto w końcu wyszło to co nie do
końca było oczywiste. Wiem, że większość z Was myślała, że Vi jest wilkołakiem.
Nie jest, ale pamiętajcie, że animagiem również do końca nie jest. Co to
znaczy? Na pewno kiedyś się wyjaśni. Pozdrawiam. Muszę w końcu poprawić
pozostałe rozdziały ( interpunkcja i literówki) i chyba już niebawem zabiorę
się za to.