czwartek, 6 lutego 2014

016 Ta, Inna Tożsamość

9 komentarzy:


 Hej,
 Nie mogłam uwierzyć, że napisałaś do mnie. Bałam się, że mnie nienawidzisz bo dosyć długo milczałaś, a wolałam nie gnębić Cię swoją osobą przez to co Cię spotkało. Nikomu nie zdradziłam Twojego sekretu, a moim pragnieniem jest przede wszystkim to abyśmy utrzymywały kontakt. Tęsknię za Tobą, kochana.  Pragnę Twojego szczęścia, dlatego zrobiłam wszystko co w mojej mocy aby dowiedzieć się czegokolwiek o Nim. Z informacji, które udało mi się osiągnąć wynika, że ostatni raz widziany był gdzieś w Hiszpanii. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że służy Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, ale nie jesteśmy pewni. Jeżeli dowiem się czegokolwiek więcej to przysięgam, że od razu napiszę. Jak podoba Ci się w Hogwarcie?  Moim zdaniem jest zbyt skromny i nieporównywalny z Naszą Szkołą Magii, ale co kto lubi. Obecnie jestem w Anglii dlatego liczę na spotkanie. Kolejną sową wyślij mi informację kiedy będziesz w Hogsmade; tam na pewno się spotkamy, o ile taka będzie Twoja wola. Vivienne, bardzo chcę Cię zobaczyć.
                                                                                                                             Na zawsze  Twoja
                                                                                                                                           Fleur*
 Po raz dwudziesty czytałam list od mojej przyjaciółki, która nie zapomniała o mnie i pragnęła zobaczyć się ze mną, a od której ja odizolowałam się bo byłam zazdrosna o to, że… no, właśnie o co? O to, że ma kogoś kogo kocha? Gdy teraz tak o tym myślę to dochodzi do mnie, że chyba właśnie o to cały czas mi chodziło, o cholerną zazdrość, którą gardziłam całe życie. Wyciągnęłam pustą kartkę z niewielkiej etażerki znajdującej się przy moim łóżku w dormitorium i szybko napisałam odpowiedź:
Kochana Fleur,
 Głupio mi przez to, że się nie odzywałam, ale nie chciałam niszczyć Twojego szczęścia z Billem swoimi problemami. Wolałam być sama. Obecnie wiele rzeczy w moim życiu się zmieniło, ale bardzo cieszę się, że odpowiedziałaś na mój list. W Hogsmade będę pod koniec listopada albo na początku grudnia, kiedy dowiem się o dokładnej dacie to od razu Ci napiszę. Jeżeli chodzi o Sama-Wiesz-Kogo i jego powiązanie z Nim to bardzo mnie tym zaciekawiłaś. Nie jestem pewna, czy On potrafiłby być sługą chyba, że bardzo zależałoby mu na czymś. Będziemy w kontakcie
                                                                                                                                      Vivienne**
Właśnie. Bardzo by mu na czymś zależało. Może chciałby wiedzieć gdzie ktoś przebywa albo dostać się do tej osoby… W mojej głowie zakotłowało się od myśli. Drzwi do dormitorium otworzyły się delikatnie  i zobaczyłam głowę Larrysy.
- Vi, chodź szybko jeżeli chcesz jeszcze wysłać ten list. Transmutacja za niedługo się zacznie, a wiesz jak McGonagall nie cierpi spóźnialskich- powiedziała, znikając za drzwiami. Miała rację. Musiałyśmy się pośpieszyć. Wyszłam do Pokoju Wspólnego.
- Lar, biegnijcie na zajęcia. Ja pójdę wysłać list i dołączę do Was- stwierdziłam, na co kiwnęła tylko głową.
- To chodź z nami, kawałek razem pójdziemy- powiedziała Natasha uśmiechając się lekko. Ruszyłam więc z nimi. Nie poruszałyśmy  żadnego istotnego tematu. Przez część drogi przez którą z nimi szłam Sylvia mówiła tylko i wyłącznie o egzaminach. Larrysa czasami coś jej odpowiadała. Pożegnałam się z dziewczynami po czym ruszyłam na samą górę do Sowiarni. Otworzyłam i zobaczyłam Dracona, którego sowa właśnie odleciała z listem. Odwrócił się w moją stronę, a ja podeszłam do brązowego ptaka, dosyć dużych rozmiarów.
**
 Gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi od razu się odwróciłem. List do mojej matki, zawierający słowa otuchy i zapewnienia, że nie ma się czym martwić właśnie „wyfrunął” przez okno. 
 Zobaczyłem Vivienne i poczułem coś naprawdę bardzo dziwnego. To zawsze zdarzało mi się gdy ją zauważałem. Przez ułamek sekundy wpatrywała się we mnie swoimi zjawiskowymi dużymi, jasnoniebieskimi oczyma, w których zobaczyłem błysk, ale zaraz potem podbiegła do najbliższego stanowiska z jakąś przerośniętą sową i zaczęła przywiązywać jej do nóżki list. Byłem ciekawy do kogo pisała skoro jej matka oszalała, a reszty rodziny nie miała, ale pewnie nigdy się tego nie dowiem. Uśmiechnąłem się więc delikatnie do swoich myśli i przypomniałem nasze ostatnie spotkanie i twarz dziewczyny gdy mówiła do mnie o tym aby zająć się przeszłością, teraźniejszością i przyszłością i pożegnali się. Była to ich najdziwniejsza rozmowa w całej krótkiej historii ich znajomości.
 - Często na siebie wpadamy- powiedziałem cichym głosem- Zaczynam myśleć, że mnie śledzisz-  puchacz z listem dziewczyny wyleciał przez okno, a ona spojrzała w jego oczy, po chwili i na jej ustach wykwitł lekki , sarkastyczny uśmieszek.
-  Chciałbyś żeby tak było, niestety nie  jestem jedną z Twoich fanek.
- Szkoda- powiedziałem i zorientowałem się, że musiało to nieco dziwnie zabrzmieć, może zbyt szczerze bo z ust dziewczyny zniknął uśmiech.
-Masz tyle adoratorek, że po co Ci kolejna, Paniczu?- zapytała patrząc w moje oczy. Miała lekko rozchylone usta; pełne, piękne i wyglądające na tak niewinne. Nawet nie wiedziałem kiedy zbliżyłem się do niej. Teraz dziewczyna znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nie cofnęła się, ale jej dłoń niezauważalnie powędrowała do wypukłości na szacie odznaczającej miejsce w którym znajdowała się jej różdżka.
- Zdradzisz mi powód dla którego zawsze nazywasz mnie paniczem?-  odpowiedziałem pytaniem na pytanie, obserwując wyraz jej twarzy, ale cały czas wpatrywałem się w jej oczy, próbując coś w nich dostrzec, coś nieuchwytnego co uciekało mi za każdym razem gdy to zobaczyłem.
-  Bogaty arystokrata myślący, że świat należy do niego, a ludzie to rzeczy, które można kupić. Zapatrzony w siebie, nie zważający na innych, drwiący z cudzego nieszczęścia- dziewczyna podała idealną definicję mojej osoby- Taki jesteś według moich przyjaciółek, ale ja nie widzę w Tobie tego co one.
- Co więc, we mnie widzisz?
- Widzę przestraszonego młodego człowieka, który nie ma pojęcia co ma zrobić, samotnego, mającego tak wielu przyjaciół, a jednak nie posiadającego przy sobie nikogo szczerego czy bezinteresownego . Zamkniętego w klatce strachu i niedomówień… widzę odrzucone dziecko zamknięte w ciele arystokraty…-  moja dłoń znalazła się w jej włosach, czułem ich delikatność i miękkość, w jej oczach zobaczyłem ostrzeżenie, ale nie odsunąłem dłoni.
- Może i masz rację- szepnąłem, zbliżając się do niej jeszcze bardziej- Jednak wiesz kogo ja widzę? Chodzi mi o Ciebie- pokręciła przecząco głową- Widzę  dziewczynę, która ukrywa to jak wielki smutek i rozpacz przeszywa jej duszę, kryjącą uczucia pod maską obojętności i chłodu.  Pełną nienawiści duszę, która po wypełnieniu celu jaki sobie postawiła, nie będzie już miała do czego dążyć. Widzę żyjącą przeszłością istotę- moja dłoń delikatnie  muskała jej twarz , a druga błądziła  w okolicach jej szyi- która oszukuje wszystkich, a przy okazji też siebie, że żyje teraźniejszością, a tak naprawdę jest zamknięta w świecie przeszłości, który ogarnął całe jej istnienie- moje usta już prawie dotykały jej ust i wtedy zobaczyłem czerwony błysk w jej oczach, a ułamek sekundy później bardzo podobny  błysk rozjaśnił pomieszczenie, a jakaś siła szarpnęła mnie do tyłu, spadłem na niewielki stolik znajdujący się w rogu sowiarni zaraz przed oknem, roztrzaskując zarówno stolik jak i okno; kawałki szkła rozcięły plecy, ale jakaś siła sprawiła, że nie spadłem, zobaczyłem nad sobą twarz Vivienne, patrzącą na mnie z troską(?) i nagle mrok zaczął pochłaniać wszystko.
**
 Biegłam na zajęcia z transmutacji. To co wydarzyło się w sowiarni było tak nierzeczywiste, że nie mogłam w to uwierzyć. Ta cała rozmowa, dłoń Dracona na moim policzku, jego usta były tak blisko moich, że prawie czułam ich smak , ale te słowa… to co powiedział… bolało, cholernie bolało. Poczułam łzy napływające do moich oczu. Nie mogłam w to uwierzyć; pobiegłam schodami na parter po czym szybko wybiegłam na błonia. Biegłam w stronę Zakazanego Lasu, przewróciłam się nieopodal jeziora, ale szybko się podniosłam. Gdy przekroczyłam linię lasu, zwolniłam… Cierniste krzaki zaczęły targać moją szatę, upadłam kolejny raz prosto w ciernie; czułam tylko jak ranią moją twarz i wplątują się we włosy. Podniosłam się nie zważając na ból, porwaną szatę i piekące oczy… łzy pociekły mimowolnie… łzy, o których myślałam, że już ich nie mam; razem z nimi spływały moje uczucia, wsiąkając w ziemię. Mój strach, niepewność, ból, przeszłość… wszystko znikało wnikając w podłoże.
   Zrobiłam jedyną sensowną rzecz, którą w tej sytuacji mogłam zrobić. Wyzbyłam się wszelkich myśli, zamknęłam  oczy i przeistoczyłam się w białego wilka. Pragnącego wolności, zemsty i krwi.  Czy jestem animagiem? Nie do końca… nie potrafię całkowicie zapanować nad swoją formą, ale właśnie to wielokrotnie mnie uratowało, to dzięki temu wilki pomogły mi gdy uciekłam ze starej szopy Harrisona, opiekowały się mną bo czuły, że jestem jedną z nich, że do nich należę… 
 Moje łapy dotykały  wilgotnego podłoża, nie zwracałam uwagi  na to , że ciernie wbijały się w moje futro, pragnęłam jedynie biec i nie myśleć o tej truciźnie, która wypłynęła z ust Malfoya; truciźnie, która  była prawdą; prawdą, którą chciałam ukryć głęboko w sobie, ale to czego tak bardzo chciałam zalało mnie gorącą falą od wewnątrz.   Przemierzałam las, nie zwracając uwagi na nic, łzy utrudniały mi patrzenie przed siebie, zalewały moje ślepia i sprawiały, że obraz był rozmazany, ale to się nie liczyło. Liczył się tylko las, długie kły i żądza mordu.
*i ** oba listy napisane były w języku francuskim.
**
 Oto w końcu wyszło to co nie do końca było oczywiste. Wiem, że większość z Was myślała, że Vi jest wilkołakiem. Nie jest, ale pamiętajcie, że animagiem również do końca nie jest. Co to znaczy? Na pewno kiedyś się wyjaśni. Pozdrawiam. Muszę w końcu poprawić pozostałe rozdziały ( interpunkcja i literówki) i chyba już niebawem zabiorę się za to.